Arion. Ścieżka Wybrańca
Cena: 34,00 zł 28,90 zł
Wysyłamy w 1-3 dni
Książki dostarcza firma DHL Express
Czas oczekiwania na paczkę
Książki dostarcza firma DHL Express
Czas oczekiwania na paczkę
Opis i recenzje
Nesko w dniu swoich urodzin traci całą rodzinę. Znajdując pośród zgliszczy spalonej wioski martwą matkę i ojca, czuje, że jego świat się zawalił. W tej dramatycznej dla niego sytuacji z pomocą przychodzą mu wysokie elfy, przygarniając chłopca. Nesko, żyjąc wśród elfów poznaje ich zwyczaje i staje się jednym z nich. Powoli dochodzą pogłoski o zbliżającej się wojnie. Coraz więcej osób mówi o powrocie Veliretha – czarnoksiężnika z południa, który werbuje legiony strasznych kreatur, aby zniszczyć dobre rasy. Nesko w obliczu śmiertelnego niebezpieczeństwa godzi się na przyjęcie karkołomnej misji…
„Arion – ścieżka wybrańca” to powieść o przyjaźni, miłości, poświęceniu i wielkiemu wyzwaniu na ziemiach spowitego wojną kontynentu Ev Xalqlar. Czy ścieżka przeznaczenia powiedzie wybrańca ku zwycięstwu, czy też dokona się groźba dawnej przepowiedni?
Jakub Strzałkowiec, urodzony w 1994 roku w Łukowie. Rozpoczyna studia na Wydziale Latynoamerykańskim Uniwersytetu Warszawskiego. Amator wędkarstwa i rysunku. Interesuje się fantastyką – jego idolami są m.in. Tolkien, Rowling czy Martin.
„Arion – ścieżka wybrańca” to powieść o przyjaźni, miłości, poświęceniu i wielkiemu wyzwaniu na ziemiach spowitego wojną kontynentu Ev Xalqlar. Czy ścieżka przeznaczenia powiedzie wybrańca ku zwycięstwu, czy też dokona się groźba dawnej przepowiedni?
Jakub Strzałkowiec, urodzony w 1994 roku w Łukowie. Rozpoczyna studia na Wydziale Latynoamerykańskim Uniwersytetu Warszawskiego. Amator wędkarstwa i rysunku. Interesuje się fantastyką – jego idolami są m.in. Tolkien, Rowling czy Martin.
Szczegóły
Recenzje czytelników
Średnia ocena: | z 4 recenzji. | Dodaj własną recenzję |
Tomasz Wikus | (1.03.2014) |
Fabuły przytaczał nie będę, ponieważ znaleźć ją można wszędzie, gdzie znajdzie się informacje o książce, a treść tym bardziej - pozostawiam czytelnikom.
Na wstępie powiem tak, Arion - Ścieżka wybrańca to książka debiutanta, z resztą bardzo młodego, który potrzebuje kilku wskazówek i zimnego prysznica krytyki, by stać się dumą naszej fantastyki.
Czytałem inne recenzje, przy których nie zostało na autorze niemalże suchej nitki. Niestety z częścią uwag trzeba się zgodzić.
Książkę czyta się łatwo, napisana jest prostym językiem nastolatka. Dodatkowo, co jest rzeczą dobrą zastosował krótkie rozdziały, co jest dużym plusem dla czytelnika. Historia którą wymyślił, została tradycyjnie porównana do innej, tu widziałem, że zalatuje wg. recenzentki Eragonem. Jednak pomyślmy, ile w tej chwili jest różnych powieści, filmów - ogrom. Myślę, że przy każdej nowej znajdzie się ktoś, kto skojarzy pewne elementy z inną, także trzeba byłoby genialnego znawcę literatury, który przeczytał setki książek by zrobić coś, czego ktoś już nie wymyślił. Takiemu przyznało by się Oscara, bo jest to już prawie niemożliwe.
W wywiadzie słyszałem, że pisał po trochu w gimnazjum, bez dialogów itp. dopiero potem, pod koniec liceum pozmieniał fabułę, dopisał dialogi, dalsze rozdziały. I to właściwie widać w powieści. Rozdziały, w których Nesko ma 8 lat, pisało praktycznie jeszcze dziecko, które nie miało planu na książkę i oryginalnego pomysłu. W momencie kiedy Nesko ma już 18 lat, staje się Arionem i wkracza na "Ścieżkę wybrańca" - autor wkracza w bardziej dorosły punkt widzenia, nawet sam przyznał, że imię Nesko kojarzyło mu się z jakimś Eskimosem i musiał je koniecznie zmienić. Dialogi są już bardziej rozbudowane, książka po prostu staje się ciekawsza.
Skrytykować można go za te opisy, każdy detal, dywan, klamka, zastawa stołowa jest tu opisana. Człowieku zostaw to, opisz z grubsza chatkę, a czytelnik resztę sobie sam wyobrazi. Cała strona opisów jest tak nużąca, że aż chce się odłożyć tą książę, iść zapalić i ominąć parę kartek. Jak już inni mówili, należy zamienić to na dialogi, które są kluczowe, dlatego trzeba je formułować o wiele staranniej niż opisy. Wątek miłosny? Rozwiń. Jako facet nie zwróciłem na to uwagi, bardziej na batalistykę, zbroję, rasy. Ale kobietki potrzebują nutki romansu. Oby tylko nie przeobraziło się to w sagę zmierzch. I tu moja kontra do dziewczyn recenzentek - mi np. taka mnogość ras inteligentnych czy też dzikich się podoba, to jest duże ubarwienie, a skoro jego kontynent ma być wielki, to czemu mają go zasiedlać tylko ludzie, elfy czy krasnale. Brakuje mi tu jedynie rasy, której naprawdę nie ma nigdzie, w żadnej grze, filmie czy książce którymi autor się inspirował. Będąc już przy kontynencie, stawiam wielki +. Domyślam się, że projekt mapki na końcu był osobisty i mam nadzieję, że przy kolejnych częściach będzie ona dużo większa, bo czytelnik aż rwie się do tego, by poznać inne magiczne krainy.
Kolejną uwagą, chociaż tytuł mówi sam za siebie, że to historia Ariona, to jednak przydało by się więcej wątków. Podczas, gdy wyruszył z Kaelem i Trelo, fajnie byłoby wiedzieć co dzieje się u Liliany, Rezana czy choćby Miridiam. Może jakaś nutka dramatyzmu, skandalu - to bardzo pomaga. I trochę więcej powagi, bo pierwsza część spodobać się może raczej dzieciom z podstawówki, gimnazjum czy licealistom.
Każdy recenzent dodał coś od siebie, o sposobie mówienia Trelo, świeżości Syrii i wiverny, więc ja dodam Gianshi - on był ciekawą postacią, zatłukł lodowego smoka, szkoda tylko, że tak łatwo go pokonali i diadem nadal pozostał w ich rękach. Ale tak zostało, tak niech będzie, to tylko wskazówka na przyszłość. I jeszcze jedno, przepadła mi tu Mia. Autor nie zaznaczył, że Nesko odnalazł jej zwłoki, po prostu pomyślał, że została spalona i poszedł w stronę domu. Jeżeli nie zrobił tego, nawet grzebiąc zmarłych wraz z elfami, to liczę na historię Mii w dalszej części.
Po przeczytaniu przyznam, że mimo tych opisów, książkę czytało się z ciągłym zaciekawieniem, co będzie dalej. Kampania wybrańca zbiera kolejne siły do walki, na południu gromadzi się zło, szykuje się wielka wojna i tak jak powiedział sam autor - to jest raczej wprowadzenie do kolejnej części. I myślę, że "Legendy ze wschodu" napisane już przez studenta, będą naprawdę dobre. Jak każdy przyznał widać w nim potencjał, trzeba mu tylko uwag, nie niemiłej krytyki, które go zdemotywuje, bo wyobraźnię to on ma konkretną. Książkę myślę, że warto polecić, sam czekam już na część drugą i życzę Panu Jakubowi, żeby nie brał do siebie dogryzań typowych Polaków i robił swoje, a będzie naprawdę dobrze.
T.W.
Na wstępie powiem tak, Arion - Ścieżka wybrańca to książka debiutanta, z resztą bardzo młodego, który potrzebuje kilku wskazówek i zimnego prysznica krytyki, by stać się dumą naszej fantastyki.
Czytałem inne recenzje, przy których nie zostało na autorze niemalże suchej nitki. Niestety z częścią uwag trzeba się zgodzić.
Książkę czyta się łatwo, napisana jest prostym językiem nastolatka. Dodatkowo, co jest rzeczą dobrą zastosował krótkie rozdziały, co jest dużym plusem dla czytelnika. Historia którą wymyślił, została tradycyjnie porównana do innej, tu widziałem, że zalatuje wg. recenzentki Eragonem. Jednak pomyślmy, ile w tej chwili jest różnych powieści, filmów - ogrom. Myślę, że przy każdej nowej znajdzie się ktoś, kto skojarzy pewne elementy z inną, także trzeba byłoby genialnego znawcę literatury, który przeczytał setki książek by zrobić coś, czego ktoś już nie wymyślił. Takiemu przyznało by się Oscara, bo jest to już prawie niemożliwe.
W wywiadzie słyszałem, że pisał po trochu w gimnazjum, bez dialogów itp. dopiero potem, pod koniec liceum pozmieniał fabułę, dopisał dialogi, dalsze rozdziały. I to właściwie widać w powieści. Rozdziały, w których Nesko ma 8 lat, pisało praktycznie jeszcze dziecko, które nie miało planu na książkę i oryginalnego pomysłu. W momencie kiedy Nesko ma już 18 lat, staje się Arionem i wkracza na "Ścieżkę wybrańca" - autor wkracza w bardziej dorosły punkt widzenia, nawet sam przyznał, że imię Nesko kojarzyło mu się z jakimś Eskimosem i musiał je koniecznie zmienić. Dialogi są już bardziej rozbudowane, książka po prostu staje się ciekawsza.
Skrytykować można go za te opisy, każdy detal, dywan, klamka, zastawa stołowa jest tu opisana. Człowieku zostaw to, opisz z grubsza chatkę, a czytelnik resztę sobie sam wyobrazi. Cała strona opisów jest tak nużąca, że aż chce się odłożyć tą książę, iść zapalić i ominąć parę kartek. Jak już inni mówili, należy zamienić to na dialogi, które są kluczowe, dlatego trzeba je formułować o wiele staranniej niż opisy. Wątek miłosny? Rozwiń. Jako facet nie zwróciłem na to uwagi, bardziej na batalistykę, zbroję, rasy. Ale kobietki potrzebują nutki romansu. Oby tylko nie przeobraziło się to w sagę zmierzch. I tu moja kontra do dziewczyn recenzentek - mi np. taka mnogość ras inteligentnych czy też dzikich się podoba, to jest duże ubarwienie, a skoro jego kontynent ma być wielki, to czemu mają go zasiedlać tylko ludzie, elfy czy krasnale. Brakuje mi tu jedynie rasy, której naprawdę nie ma nigdzie, w żadnej grze, filmie czy książce którymi autor się inspirował. Będąc już przy kontynencie, stawiam wielki +. Domyślam się, że projekt mapki na końcu był osobisty i mam nadzieję, że przy kolejnych częściach będzie ona dużo większa, bo czytelnik aż rwie się do tego, by poznać inne magiczne krainy.
Kolejną uwagą, chociaż tytuł mówi sam za siebie, że to historia Ariona, to jednak przydało by się więcej wątków. Podczas, gdy wyruszył z Kaelem i Trelo, fajnie byłoby wiedzieć co dzieje się u Liliany, Rezana czy choćby Miridiam. Może jakaś nutka dramatyzmu, skandalu - to bardzo pomaga. I trochę więcej powagi, bo pierwsza część spodobać się może raczej dzieciom z podstawówki, gimnazjum czy licealistom.
Każdy recenzent dodał coś od siebie, o sposobie mówienia Trelo, świeżości Syrii i wiverny, więc ja dodam Gianshi - on był ciekawą postacią, zatłukł lodowego smoka, szkoda tylko, że tak łatwo go pokonali i diadem nadal pozostał w ich rękach. Ale tak zostało, tak niech będzie, to tylko wskazówka na przyszłość. I jeszcze jedno, przepadła mi tu Mia. Autor nie zaznaczył, że Nesko odnalazł jej zwłoki, po prostu pomyślał, że została spalona i poszedł w stronę domu. Jeżeli nie zrobił tego, nawet grzebiąc zmarłych wraz z elfami, to liczę na historię Mii w dalszej części.
Po przeczytaniu przyznam, że mimo tych opisów, książkę czytało się z ciągłym zaciekawieniem, co będzie dalej. Kampania wybrańca zbiera kolejne siły do walki, na południu gromadzi się zło, szykuje się wielka wojna i tak jak powiedział sam autor - to jest raczej wprowadzenie do kolejnej części. I myślę, że "Legendy ze wschodu" napisane już przez studenta, będą naprawdę dobre. Jak każdy przyznał widać w nim potencjał, trzeba mu tylko uwag, nie niemiłej krytyki, które go zdemotywuje, bo wyobraźnię to on ma konkretną. Książkę myślę, że warto polecić, sam czekam już na część drugą i życzę Panu Jakubowi, żeby nie brał do siebie dogryzań typowych Polaków i robił swoje, a będzie naprawdę dobrze.
T.W.
Katarzyna Meres | (14.02.2014) |
Nesko, ośmioletni chłopiec w jednej chwili traci całą swoją rodzinę, jego ukochana wioska została spalona, a on jako jedyny zdołał przeżyć. Głównie dlatego, że został wybrany. Został chłopcem z legendy. W opiekę zabierają go elfy. Nesko wkracza w nowe życie - okazuje się, że ma magiczne zdolności, zyskuje nową rodzinę, zakochuje się, walczy z przeciwnikami, z czarnoksiężnikiem, który tworzy swoje legiony, aby zniszczyć dobre rasy i zapanować nad światem. Nesko musi zwalczyć zamiary Veliretha. Czy mu się uda?
Marta Głowacka | (3.03.2014) |
Odbyłam kolejną podróż do fantastycznego świata magii, elfów, krasnoludów, orków i wampirów, dzięki książce „Arion. Ścieżka Wybrańca” autorstwa Jakuba Strzałkowca. Główny bohater Nesko, wraz z rodzicami wiedzie sielankowe życie w małej wiosce. Nic nie wskazuje na to, że może się wydarzyć coś nieprzewidzianego. W dniu ósmych urodzin, chłopiec udaje się do lasu, aby zebrać kwiaty dla siostry. Po powrocie okazuje się, że po jego rodzinnej miejscowości zostały tylko zgliszcza. Mieszkańców napadła banda rzezimieszków, ciesząca się złą sławą. Rodzina i przyjaciele Nesko zostali brutalnie wymordowani. Mały bohater został jedynym ocalałym.
Jak się okazuje Nesko nie jest zwykłym chłopcem. Bohatera przygarniają elfy i informują, że jest Wybrańcem, który ma ocalić świat, dzięki odnalezieniu trzech magicznych artefaktów. Zostaje gruntownie przeszkolony z zaklęć magicznych, strzelania z łuku oraz władana mieczem oraz otrzymuje nowe imię – Arion. W poczynaniach towarzyszy mu młody elf Kael, który nie odstępuje chłopaka na krok. Już jako dorośli mężczyźni Arion z Kaelem wyruszają w podróż, aby stawić czoła złu.
Czytając książkę „Arion. Ścieżka Wybrańca” przenosimy się do świata fantazji. Można dostrzec, iż autor inspirował się „Władcą Pierścieni” czy „Harrym Potterem”, ale nie ma w książce kopii wydarzeń z tych lektur. Jakub Strzałkowiec stworzył indywidualną powieść z własną historią. Wątki są interesujące i niepowtarzalne. Autor posługuje się lekkim piórem, przez co książkę czyta się w tempie błyskawicznym. Powieść nie jest jednak pozbawiona wad, Strzałkowiec słabo buduje napięcie, a niektóre przygody są powierzchownie opisane i wydają się błahe. Ponadto akcja przebiega w dość przewidywalny sposób. Arion spotyka królewnę, za chwilę oboje się w sobie zakochują, Arionowi skradziono artefakt za chwilę go odzyskuje itd. Bohaterowie mają wyraziste charaktery, ale są naiwni. Książkę określiłabym jako przeznaczoną dla starszych dzieci i młodzieży, dorosły czytelnik, również może ją przeczytać, jednak będzie zauważał niedociągnięcia w opisie niektórych scen, które powinny mieć więcej pazura. Trudno się jednak dziwić, autor ma dopiero 19 lat. Zakończenie sugeruje, że powstanie kolejny tom, czekam zatem z niecierpliwością, żeby poznać dalsze przygody Ariona oraz sprawdzić czy Jakub Strzałkowiec zmieni nieco swój warsztat pisarski.
Jak się okazuje Nesko nie jest zwykłym chłopcem. Bohatera przygarniają elfy i informują, że jest Wybrańcem, który ma ocalić świat, dzięki odnalezieniu trzech magicznych artefaktów. Zostaje gruntownie przeszkolony z zaklęć magicznych, strzelania z łuku oraz władana mieczem oraz otrzymuje nowe imię – Arion. W poczynaniach towarzyszy mu młody elf Kael, który nie odstępuje chłopaka na krok. Już jako dorośli mężczyźni Arion z Kaelem wyruszają w podróż, aby stawić czoła złu.
Czytając książkę „Arion. Ścieżka Wybrańca” przenosimy się do świata fantazji. Można dostrzec, iż autor inspirował się „Władcą Pierścieni” czy „Harrym Potterem”, ale nie ma w książce kopii wydarzeń z tych lektur. Jakub Strzałkowiec stworzył indywidualną powieść z własną historią. Wątki są interesujące i niepowtarzalne. Autor posługuje się lekkim piórem, przez co książkę czyta się w tempie błyskawicznym. Powieść nie jest jednak pozbawiona wad, Strzałkowiec słabo buduje napięcie, a niektóre przygody są powierzchownie opisane i wydają się błahe. Ponadto akcja przebiega w dość przewidywalny sposób. Arion spotyka królewnę, za chwilę oboje się w sobie zakochują, Arionowi skradziono artefakt za chwilę go odzyskuje itd. Bohaterowie mają wyraziste charaktery, ale są naiwni. Książkę określiłabym jako przeznaczoną dla starszych dzieci i młodzieży, dorosły czytelnik, również może ją przeczytać, jednak będzie zauważał niedociągnięcia w opisie niektórych scen, które powinny mieć więcej pazura. Trudno się jednak dziwić, autor ma dopiero 19 lat. Zakończenie sugeruje, że powstanie kolejny tom, czekam zatem z niecierpliwością, żeby poznać dalsze przygody Ariona oraz sprawdzić czy Jakub Strzałkowiec zmieni nieco swój warsztat pisarski.
Iga Wu | (25.02.2014) |
Chciałabym, żeby Arion okazał się polskim odpowiednikiem Eragona. Chciałabym napisać mu pochlebną recenzję, naprawdę. Przykro mi zawieść autora, który jest zdaje się sympatycznym chłopakiem, ale niestety książka mnie nie porwała (i to był eufemizm).
Zacznijmy od tego, że Jakub Strzałkowiec dopiero uczy się pisać. I jak na moje oko jeszcze długa droga przed nim, by nauczył się robić to naprawdę dobrze. W notce na końcu książki dziękuje swoim rodzicom – za kupowanie książek fantasy, wydawnictwu – za to, że wydali mu książkę. Dziękuje też swojej polonistce, bo jak pisze, na lekcjach polskiego powstało najwięcej pomysłów do jego powieści, zapełniał nimi zeszyt, zamiast robić notatki. I właśnie taka jest ta książka – pisana pod okiem pani od polskiego z liceum.
Jakub zmierzył się z problemem, który często pojawia się u debiutantów – opisami. Jest ich całe mnóstwo, są zbyt szczegółowe i niejednokrotnie nudne, niepotrzebne, niewnoszące niczego do fabuły. Dialogi nieszczególnie błyskotliwe, bohaterowie podobni do siebie, dzielą się na złych i dobrych, bez żadnych odcieni szarości.
Fabuła nie jest zbyt oryginalna, a porównanie do Eragona samo się narzuca. Oto mamy chłopca, który traci całą rodzinę w dniu urodzin. Sam uchodzi przed rozbójnikami, bo szczęśliwie w czasie napadu jest akurat w lesie – jak się okazuje nie bez powodu, w końcu jest wybrańcem, chłopcem z legend. Głupio byłoby, gdyby zginął razem z resztą rodziny, wtedy nie byłoby o czym pisać książki. Nie mija kilka stron, jak pojawiają się elfy, które przygarniają wybrańca i biorą go na wychowanie. Losy chłopca splatają się z losami młodego elfa, Kaela, który zostaje jego przyjacielem.
Szczerze, większość wydarzeń z łatwością można było przewidzieć. Starcie z wizgalami? Dwie strony dalej będą już pokonane. Na horyzoncie pojawiła się królewna? Jakieś pięć, żeby pokochali się z wybrańcem. Wróg ukrył gdzieś magiczny amulet? Spokojnie, nie więcej niż dziesięć stron i na pewno się znajdzie.
Czytałam ostatnio książkę Feliksa W. Kresa Galeria dla dorosłych, w której wyrażał dość dobitnie swoją niechęć do wszelkiego rodzaju elfów, krasnoludów i smoków. Myślałam sobie – gość przesadza, co one mu tak przeszkadzają, jakiś osobisty uraz ma czy co? No ma, pisze o tym dość otwarcie. A ja zaczęłam rozumieć dlaczego.
Elfy u Jakuba Strzałkowca nie są w żaden sposób oryginalne (pan Kres powiedziałby, że odgapione od Tolkiena), mają spiczaste uszy, strzelają z łuków, znają się na magii, są oczywiście bardzo piękne, mądre, żyją dłużej niż ludzie itd. W powieści występuje też cała plejada innych stworzeń, mam wrażenie, że zaczerpniętych z jakichś bestiariuszy gier komputerowych (co akurat mi nie przeszkadzało), na końcu pojawiają się też wampiry i wilkołaki. Za dużo tego, jak dla mnie na elfach i krasnoludach mogłoby się skończyć, te wampiry to już przesada.
Jest jeszcze ktoś, o kim chcę powiedzieć. Goblin, który przez większość czasu (ta większość to chyba niekonsekwencja autor) mówił jak Yoda. Na teren Arakhona wkraczamy. Na wszystko bądźcie gotowi – i tak dalej. Nie wiem, skąd taki pomysł. Żeby Trelo jakoś się wyróżniał? No to zawsze jakiś sposób, ale niezbyt dobry.
Jakub Strzałkowiec stworzył cały fantastyczny kontynent, na którym dzieje się akcja jego powieści. I za to można mu pogratulować, postarał się, by wszystko było dobrze opisane, wymyślił sporo miejsc, nazw i wydarzeń z historii swojej krainy. Na końcu książki znajduje się też fajna mapka, która pozwala śledzić wędrówkę wybrańca i jego przyjaciół.
Chciałabym, żeby ta recenzja była bardziej pochlebna, bo to debiut, bo autor z Polski, bo z mojego rocznika. Ale co poradzę na to, że po setkach książek z gatunku fantasy, które przeczytałam, ta nie zrobiła na mnie wrażenia? Może spodoba się komuś (raczej młodszym czytelnikom, jak sądzę), kto dopiero zaczyna przygodę z tym gatunkiem. To całkiem prawdopodobne, bo jest tu wszystko, co powinno być w dobrej powieści fantasy – przygody, miłość, przyjaźń i poświęcenie. Że styl jeszcze nie wyrobiony? Wyrobi się, jeśli autor spędzi na pisaniu odpowiednią ilość czasu. Kto wie, może któregoś dnia dołączy do grona najpoczytniejszych polskich pisarzy fantasy, a na swój debiut będzie patrzył z przymrużeniem oka. W końcu każdy kiedyś musiał zacząć.
Zacznijmy od tego, że Jakub Strzałkowiec dopiero uczy się pisać. I jak na moje oko jeszcze długa droga przed nim, by nauczył się robić to naprawdę dobrze. W notce na końcu książki dziękuje swoim rodzicom – za kupowanie książek fantasy, wydawnictwu – za to, że wydali mu książkę. Dziękuje też swojej polonistce, bo jak pisze, na lekcjach polskiego powstało najwięcej pomysłów do jego powieści, zapełniał nimi zeszyt, zamiast robić notatki. I właśnie taka jest ta książka – pisana pod okiem pani od polskiego z liceum.
Jakub zmierzył się z problemem, który często pojawia się u debiutantów – opisami. Jest ich całe mnóstwo, są zbyt szczegółowe i niejednokrotnie nudne, niepotrzebne, niewnoszące niczego do fabuły. Dialogi nieszczególnie błyskotliwe, bohaterowie podobni do siebie, dzielą się na złych i dobrych, bez żadnych odcieni szarości.
Fabuła nie jest zbyt oryginalna, a porównanie do Eragona samo się narzuca. Oto mamy chłopca, który traci całą rodzinę w dniu urodzin. Sam uchodzi przed rozbójnikami, bo szczęśliwie w czasie napadu jest akurat w lesie – jak się okazuje nie bez powodu, w końcu jest wybrańcem, chłopcem z legend. Głupio byłoby, gdyby zginął razem z resztą rodziny, wtedy nie byłoby o czym pisać książki. Nie mija kilka stron, jak pojawiają się elfy, które przygarniają wybrańca i biorą go na wychowanie. Losy chłopca splatają się z losami młodego elfa, Kaela, który zostaje jego przyjacielem.
Szczerze, większość wydarzeń z łatwością można było przewidzieć. Starcie z wizgalami? Dwie strony dalej będą już pokonane. Na horyzoncie pojawiła się królewna? Jakieś pięć, żeby pokochali się z wybrańcem. Wróg ukrył gdzieś magiczny amulet? Spokojnie, nie więcej niż dziesięć stron i na pewno się znajdzie.
Czytałam ostatnio książkę Feliksa W. Kresa Galeria dla dorosłych, w której wyrażał dość dobitnie swoją niechęć do wszelkiego rodzaju elfów, krasnoludów i smoków. Myślałam sobie – gość przesadza, co one mu tak przeszkadzają, jakiś osobisty uraz ma czy co? No ma, pisze o tym dość otwarcie. A ja zaczęłam rozumieć dlaczego.
Elfy u Jakuba Strzałkowca nie są w żaden sposób oryginalne (pan Kres powiedziałby, że odgapione od Tolkiena), mają spiczaste uszy, strzelają z łuków, znają się na magii, są oczywiście bardzo piękne, mądre, żyją dłużej niż ludzie itd. W powieści występuje też cała plejada innych stworzeń, mam wrażenie, że zaczerpniętych z jakichś bestiariuszy gier komputerowych (co akurat mi nie przeszkadzało), na końcu pojawiają się też wampiry i wilkołaki. Za dużo tego, jak dla mnie na elfach i krasnoludach mogłoby się skończyć, te wampiry to już przesada.
Jest jeszcze ktoś, o kim chcę powiedzieć. Goblin, który przez większość czasu (ta większość to chyba niekonsekwencja autor) mówił jak Yoda. Na teren Arakhona wkraczamy. Na wszystko bądźcie gotowi – i tak dalej. Nie wiem, skąd taki pomysł. Żeby Trelo jakoś się wyróżniał? No to zawsze jakiś sposób, ale niezbyt dobry.
Jakub Strzałkowiec stworzył cały fantastyczny kontynent, na którym dzieje się akcja jego powieści. I za to można mu pogratulować, postarał się, by wszystko było dobrze opisane, wymyślił sporo miejsc, nazw i wydarzeń z historii swojej krainy. Na końcu książki znajduje się też fajna mapka, która pozwala śledzić wędrówkę wybrańca i jego przyjaciół.
Chciałabym, żeby ta recenzja była bardziej pochlebna, bo to debiut, bo autor z Polski, bo z mojego rocznika. Ale co poradzę na to, że po setkach książek z gatunku fantasy, które przeczytałam, ta nie zrobiła na mnie wrażenia? Może spodoba się komuś (raczej młodszym czytelnikom, jak sądzę), kto dopiero zaczyna przygodę z tym gatunkiem. To całkiem prawdopodobne, bo jest tu wszystko, co powinno być w dobrej powieści fantasy – przygody, miłość, przyjaźń i poświęcenie. Że styl jeszcze nie wyrobiony? Wyrobi się, jeśli autor spędzi na pisaniu odpowiednią ilość czasu. Kto wie, może któregoś dnia dołączy do grona najpoczytniejszych polskich pisarzy fantasy, a na swój debiut będzie patrzył z przymrużeniem oka. W końcu każdy kiedyś musiał zacząć.
Dodaj własną recenzję
Zakupy w Zaczytani.pl są bezpieczne.
Ci, którzy kupili tę książkę, kupili również:
Noc — Ryszard Grzywacz Dokąd można dojechać taksówką, której kierowca wyskakuje w biegu? Kto prowadzi unoszący się w przestworzach przedwojenny tramwaj? Kim jest tajemnicza cyklist...
|
Oferta książek
Wg wydawnictwa
Najpopularniejsze i polecane
Kategorie książek
Zaloguj się | Twoje zamówienia | Twoje dane | Koszty dostawy | Regulamin zakupów
Reklamacje i zwroty | Bezpieczeństwo | Pomoc | Kontakt | Copyright © 2008 by Novae Res
Reklamacje i zwroty | Bezpieczeństwo | Pomoc | Kontakt | Copyright © 2008 by Novae Res