Nie zabija się czarnego kota
Cena: 33,00 zł 28,05 zł
Nakład wyczerpany
Książki dostarcza firma DHL Express
Czas oczekiwania na paczkę
Książki dostarcza firma DHL Express
Czas oczekiwania na paczkę
Opis i recenzje
„Nie zabija się czarnego kota” to nie kryminał. To opowieść o trudnych miłościach.
Podróż na Mazury staje się dla Piotra pasmem dziwnych zdarzeń i niefortunnych okoliczności. Czarny kot, którego przejechał na drodze, nawiedza go w snach i powoli staje się jego obsesją. Od wyjazdu na Mazury mężczyznę nie opuszcza pech. Najpierw płonie jego tartak, potem dowiaduje się, że w wyniku przelotnego romansu ma pięcioletnią córkę Gabrysię. Dziwnie sformułowany testament staje się przyczynkiem do weryfikacji planów życiowych głównego bohatera oraz innego spojrzenia na dotychczasowe życie.
Ciepła, optymistyczna opowieść, którą czyta się z uśmiechem i wzruszeniem.
Bożena Witkowska. Lat 48. Położna z zawodu i zamiłowania. Bonia to imię, nadane przez koleżanki w pracy, a Wit to skrót od nazwiska. Matka dwóch dorosłych synów. Aktualnie mieszka w Poznaniu. Obecnie oprócz pracy zawodowej czas pochłaniają jej studia podyplomowe na Uniwersytecie Medycznym w Poznaniu, specjalizacja – położnictwo. Dzieciństwo i młodość spędziła na Mazurach, które uwielbia odwiedzać do dziś. Tam też częściowo dzieje się akcja opowiadania „Nie zabija się czarnego kota”. Zanim osiadła na stałe w Poznaniu mieszkała w urokliwej mazurskiej wsi – Wojnowo, potem w Rucianem-Nidzie, Grajewie, Śremie i Pobiedziskach. Pracuje w jednym z poznańskich szpitali na Oddziale Położniczym oraz jako położna środowiskowa. Wielką pasją i ulubionym zajęciem jest czytanie książek, a teraz także pisanie.
Podróż na Mazury staje się dla Piotra pasmem dziwnych zdarzeń i niefortunnych okoliczności. Czarny kot, którego przejechał na drodze, nawiedza go w snach i powoli staje się jego obsesją. Od wyjazdu na Mazury mężczyznę nie opuszcza pech. Najpierw płonie jego tartak, potem dowiaduje się, że w wyniku przelotnego romansu ma pięcioletnią córkę Gabrysię. Dziwnie sformułowany testament staje się przyczynkiem do weryfikacji planów życiowych głównego bohatera oraz innego spojrzenia na dotychczasowe życie.
Ciepła, optymistyczna opowieść, którą czyta się z uśmiechem i wzruszeniem.
Bożena Witkowska. Lat 48. Położna z zawodu i zamiłowania. Bonia to imię, nadane przez koleżanki w pracy, a Wit to skrót od nazwiska. Matka dwóch dorosłych synów. Aktualnie mieszka w Poznaniu. Obecnie oprócz pracy zawodowej czas pochłaniają jej studia podyplomowe na Uniwersytecie Medycznym w Poznaniu, specjalizacja – położnictwo. Dzieciństwo i młodość spędziła na Mazurach, które uwielbia odwiedzać do dziś. Tam też częściowo dzieje się akcja opowiadania „Nie zabija się czarnego kota”. Zanim osiadła na stałe w Poznaniu mieszkała w urokliwej mazurskiej wsi – Wojnowo, potem w Rucianem-Nidzie, Grajewie, Śremie i Pobiedziskach. Pracuje w jednym z poznańskich szpitali na Oddziale Położniczym oraz jako położna środowiskowa. Wielką pasją i ulubionym zajęciem jest czytanie książek, a teraz także pisanie.
Szczegóły
- Rodzaj literatury: Literatura obyczajowa
- Wydawca: Novae Res, 2014
- Format: 121x195mm, oprawa miękka
- Wydanie: Pierwsze
- Liczba stron: 310
- ISBN: 978-83-7942-093-3
Recenzje czytelników
Średnia ocena: | z 4 recenzji. | Dodaj własną recenzję |
Bernardeta Łagodzic-Mielnik | (27.03.2014) |
Gdybym nie wiedziała, że ta powieść to debiut Pani Bożeny dałabym sobie obciąć głowę, że to kolejna w dorobku książka jakiejś bardzo poczytnej pisarki. Książka jest po prostu świetna! Jej lektura to nie lada gratka dla miłośniczek pogodnych powieści ( nie mylić z tymi cukierkowymi), które skierowane są do kobiet w każdym wieku. Tytuł może w pierwszym skojarzeniu zasugerować, że to kryminał. Ale nie! To doskonała powieść obyczajowa, choć i wątki kryminalne pojawią się w tle.
Akcja książki rozgrywa się na mazurskiej wsi i w Wielkopolsce. Ale Mazury i prowincja przeważają. To tu w Gałkowie mieszkała pewna kobieta. Żyła sobie skromnie w drewnianej chatce. Zgodnie z wolą testamentu jej majątek przypadł po jej odejściu wnukowi. Mężczyźnie, który w Gałkowie nie był od wielu lat. Zajmowała go praca, życie towarzyskie, wielkomiejski gwar. Na Mazurach pojawił się dopiero pół roku po odejściu babci. Z góry zakładał, że sprzeda to, co otrzymał. Jednak babcia pośmiertnie spłatała mu figla. Zastrzegła, że tak po prostu obejścia sprzedać nie może. Ma do wyboru albo tam zamieszkać, albo urządzić malutkie muzeum. Piotr udając się na Mazury nie miał zielonego pojęcia jakże inaczej zacznie toczyć się jego życie. A wszystko zaczęło się gmatwać od przejechania na odludziu czarnego kota...Młody mężczyzna był człowiekiem niezwykle twardo stąpającym po ziemi. Nie wierzył kompletnie w przesądy, zabobony i gusła. Ale po niefortunnym incydencie sam już nie wiedział co sądzić. W jego życiu pojawiły się nagle dwie kobiety, które nie stały się rywalkami. Jego życie zawodowe uległo sporym zmianom, na które nie miał w zasadzie wpływu. W jego snach zagościł czarny kot, który przez długi czas nie dawał mu spokoju i zawiódł go na kozetkę terapeutki. I jak nie wierzyć, że czarne koty przynoszą pecha?
Przygodę z powieścią Boni Wit rozpoczęłam od zachwytu nad wspaniałą, uroczą okładką. Potem była treść, która niezwykle przypadła mi do gustu. Aby być sprawiedliwą w swoim osądzie muszę autorkę pochwalić. Primo za ciekawą i niezwykle dynamiczną akcję, skomplikowaną fabułę, gdzie obok siebie plecie się kilka wątków pobocznych i ten główny, a całość idealnie ze sobą współgra. Po drugie za doskonałe i błyskotliwe dialogi. Dobrze wykreowane postacie, szczyptę humoru, odrobinę historii, nutkę sensacji. Książka jest pogodna i ciepła. Chwilami śmieszy, bawi, ale i wzrusza. Ukazuje dość barwnie prowincjonalną społeczność. Dwójka głównych bohaterów to ciekawe wykreślony portret kobiety i mężczyzny, których życie już co nieco doświadczyło. Bernadetta zasługuje na podziw i szacunek jako matka chorego, kalekiego dziecka. Budzi sympatię. Piotr z lekkoducha zmienia się w odpowiedzialnego tatę na którego brzemię ojcostwa spadło dość nagle.
Metamorfoza przebyta w krótkim czasie sprawia, że Tylecki staje się bliskim ideału. A kobiety takie przemiany w książkach bardzo lubią.
Autorce udało się napisać książkę z prowincją w tle bez słodkości, bez cukru i lukrowej pierzynki. Książka jest ciepła i przyjemna w odbiorze. Z pewnością spodoba się tym, którzy chcą odpocząć od szarej rzeczywistości na mazurskiej wsi w towarzystwie sympatycznych bohaterów.
Akcja książki rozgrywa się na mazurskiej wsi i w Wielkopolsce. Ale Mazury i prowincja przeważają. To tu w Gałkowie mieszkała pewna kobieta. Żyła sobie skromnie w drewnianej chatce. Zgodnie z wolą testamentu jej majątek przypadł po jej odejściu wnukowi. Mężczyźnie, który w Gałkowie nie był od wielu lat. Zajmowała go praca, życie towarzyskie, wielkomiejski gwar. Na Mazurach pojawił się dopiero pół roku po odejściu babci. Z góry zakładał, że sprzeda to, co otrzymał. Jednak babcia pośmiertnie spłatała mu figla. Zastrzegła, że tak po prostu obejścia sprzedać nie może. Ma do wyboru albo tam zamieszkać, albo urządzić malutkie muzeum. Piotr udając się na Mazury nie miał zielonego pojęcia jakże inaczej zacznie toczyć się jego życie. A wszystko zaczęło się gmatwać od przejechania na odludziu czarnego kota...Młody mężczyzna był człowiekiem niezwykle twardo stąpającym po ziemi. Nie wierzył kompletnie w przesądy, zabobony i gusła. Ale po niefortunnym incydencie sam już nie wiedział co sądzić. W jego życiu pojawiły się nagle dwie kobiety, które nie stały się rywalkami. Jego życie zawodowe uległo sporym zmianom, na które nie miał w zasadzie wpływu. W jego snach zagościł czarny kot, który przez długi czas nie dawał mu spokoju i zawiódł go na kozetkę terapeutki. I jak nie wierzyć, że czarne koty przynoszą pecha?
Przygodę z powieścią Boni Wit rozpoczęłam od zachwytu nad wspaniałą, uroczą okładką. Potem była treść, która niezwykle przypadła mi do gustu. Aby być sprawiedliwą w swoim osądzie muszę autorkę pochwalić. Primo za ciekawą i niezwykle dynamiczną akcję, skomplikowaną fabułę, gdzie obok siebie plecie się kilka wątków pobocznych i ten główny, a całość idealnie ze sobą współgra. Po drugie za doskonałe i błyskotliwe dialogi. Dobrze wykreowane postacie, szczyptę humoru, odrobinę historii, nutkę sensacji. Książka jest pogodna i ciepła. Chwilami śmieszy, bawi, ale i wzrusza. Ukazuje dość barwnie prowincjonalną społeczność. Dwójka głównych bohaterów to ciekawe wykreślony portret kobiety i mężczyzny, których życie już co nieco doświadczyło. Bernadetta zasługuje na podziw i szacunek jako matka chorego, kalekiego dziecka. Budzi sympatię. Piotr z lekkoducha zmienia się w odpowiedzialnego tatę na którego brzemię ojcostwa spadło dość nagle.
Metamorfoza przebyta w krótkim czasie sprawia, że Tylecki staje się bliskim ideału. A kobiety takie przemiany w książkach bardzo lubią.
Autorce udało się napisać książkę z prowincją w tle bez słodkości, bez cukru i lukrowej pierzynki. Książka jest ciepła i przyjemna w odbiorze. Z pewnością spodoba się tym, którzy chcą odpocząć od szarej rzeczywistości na mazurskiej wsi w towarzystwie sympatycznych bohaterów.
Anna Cichowska | (28.07.2014) |
Wierzycie w przesądy - w kominiarza, w czarnego kota? Ja do tej pory wierzyłam w pecha, jakiego przynosi czarny kot, do czasu kiedy całkiem niedawno stało się coś odwrotnego i kiedy to taki mały śliczny czarny kotek dla odmiany przyniósł mi dobre wieści.
Piotr Tylewski lubi bawić się, szczególnie w towarzystwie pięknych kobiet. Podchodzi do życia na luzie, gdyż do tej pory nie szczególnie musiał się wysilać, mając wszystko czego pragnął. Razem z ojcem prowadzi rodzinny biznes, a w wolnym czasie oddaje się przyjemnością, do czasu kiedy dostaje wiadomość, że jego babcia nie żyje, a wszystko co miała przepisała właśnie jemu. Piotr nie jest tym szczególnie zdziwiony, od dawna wiedział że tak będzie, a jednak nie wszystko od pory będzie po jego myśli.
Jadąc na odczytanie testamentu, Piotr przejeżdża czarnego kota. Niestety zbyt duża prędkość i pewność siebie spowodowały, że nie było już możliwości zapobiec nieszczęściu. I chociaż mężczyzna nie wierzy w pecha, to od tego dnia nie dane jest mu spokojnie spać. Co noc śnią mu się wielkie oczy kota wpatrzone w niego. Od tego dnia zaczynają się też wielkie zmiany w jego życiu – najpierw płonie rodzinny tartak, później okazuje się, że Piotr został ojcem, do tego spadek, który miał być łatwym zyskiem, okazuje się przeszkodą.
Babka Piotra zostawiła mały haczyk na wnuka a wszystkiego miała dopilnować jej sąsiadka – Bernadetta.
Co z tego wyniknie, czy Piotr zmieni swoje życie?
Miałam duże przeczucie co do tej pozycji, i chociaż nie ocenia się książki po okładce, to ta wyjątkowo mnie przyciągała. Pani Bożena Witkowska, bo tak naprawdę nazywa się autorka, z zawodu położna, dzieciństwo i młodość spędziła na Mazurach i to tam właśnie umieściła część akcji. I to był bardzo dobry pomysł, ja uwielbiam wprost takie klimaty.
Pani Bożena stworzyła książkę o trudnych wyborach, o zmianach które czekają każdego z nas. Życie potrafi zaskakiwać, i to w najmniej oczekiwanych momentach. I tak właśnie było w przypadku Piotra, który z dnia na dzień musiał dorosnąć. I chociaż wcześniej był odpowiedzialny to jednak bardzo lekko podchodził do niektórych spraw. Dopiero dziecko uświadomiło mu pewne rzeczy.
Autora postawiła na naturalność, z jej stron bije taka ciepła aura, a sama książka momentami zabawna, bywa też wzruszająca. To bardzo ciekawa powieść obyczajowa, napisana prostym językiem, bez zbędnego przedłużania i słodzenia. A sami bohaterowie – Piotr, który niesamowicie się zmienia, a Bernadetta, jej nie da się nie lubić.
„Nie zabija się czarnego kota” Boni Wit to świetna książka na lato, polecam!!! Warto!!!!
Piotr Tylewski lubi bawić się, szczególnie w towarzystwie pięknych kobiet. Podchodzi do życia na luzie, gdyż do tej pory nie szczególnie musiał się wysilać, mając wszystko czego pragnął. Razem z ojcem prowadzi rodzinny biznes, a w wolnym czasie oddaje się przyjemnością, do czasu kiedy dostaje wiadomość, że jego babcia nie żyje, a wszystko co miała przepisała właśnie jemu. Piotr nie jest tym szczególnie zdziwiony, od dawna wiedział że tak będzie, a jednak nie wszystko od pory będzie po jego myśli.
Jadąc na odczytanie testamentu, Piotr przejeżdża czarnego kota. Niestety zbyt duża prędkość i pewność siebie spowodowały, że nie było już możliwości zapobiec nieszczęściu. I chociaż mężczyzna nie wierzy w pecha, to od tego dnia nie dane jest mu spokojnie spać. Co noc śnią mu się wielkie oczy kota wpatrzone w niego. Od tego dnia zaczynają się też wielkie zmiany w jego życiu – najpierw płonie rodzinny tartak, później okazuje się, że Piotr został ojcem, do tego spadek, który miał być łatwym zyskiem, okazuje się przeszkodą.
Babka Piotra zostawiła mały haczyk na wnuka a wszystkiego miała dopilnować jej sąsiadka – Bernadetta.
Co z tego wyniknie, czy Piotr zmieni swoje życie?
Miałam duże przeczucie co do tej pozycji, i chociaż nie ocenia się książki po okładce, to ta wyjątkowo mnie przyciągała. Pani Bożena Witkowska, bo tak naprawdę nazywa się autorka, z zawodu położna, dzieciństwo i młodość spędziła na Mazurach i to tam właśnie umieściła część akcji. I to był bardzo dobry pomysł, ja uwielbiam wprost takie klimaty.
Pani Bożena stworzyła książkę o trudnych wyborach, o zmianach które czekają każdego z nas. Życie potrafi zaskakiwać, i to w najmniej oczekiwanych momentach. I tak właśnie było w przypadku Piotra, który z dnia na dzień musiał dorosnąć. I chociaż wcześniej był odpowiedzialny to jednak bardzo lekko podchodził do niektórych spraw. Dopiero dziecko uświadomiło mu pewne rzeczy.
Autora postawiła na naturalność, z jej stron bije taka ciepła aura, a sama książka momentami zabawna, bywa też wzruszająca. To bardzo ciekawa powieść obyczajowa, napisana prostym językiem, bez zbędnego przedłużania i słodzenia. A sami bohaterowie – Piotr, który niesamowicie się zmienia, a Bernadetta, jej nie da się nie lubić.
„Nie zabija się czarnego kota” Boni Wit to świetna książka na lato, polecam!!! Warto!!!!
Karolina G. | (23.03.2014) |
Po niektóre książki często sięgam pod wpływem impulsu i tak też było w przypadku powieści wyjętej spod pióra Boni Wit. „Nie zabija się czarnego kota” to pozycja, która przykuła moją uwagę oryginalnym tytułem oraz uroczą oprawą graficzną. Z opisu na tylnej okładce wynika, że jest to przede wszystkim obyczajówka, a nie ukrywam, że z przyjemnością zaczytuję się w tym gatunku, dlatego tym bardziej byłam ciekawa, jaką historię zaserwowała nam autorka w swojej debiutanckiej powieści.
Ponoć czarny kot przynosi pecha, zwłaszcza gdy przetnie nam drogę. A co jeśli się go zabije? Piotr Tylewski miał przekonać się o tym na własnej skórze. Po długim zwlekaniu decyduje się w końcu wyruszyć do Gałkowa, by zakończyć sprawę związaną ze spadkiem, który pozostawiła mu babcia Zosia. Podróż ta przyjmuje jednak nieoczekiwany obrót, gdy przejeżdża czarnego kota. Od tamtej pory zwierzę nawiedza go w snach, zwiastując różne nieszczęścia…
Wbrew moim obawom, pozycja „Nie zabija się czarnego kota” okazała się satysfakcjonującą i przyjemną w odbiorze lekturą. Byłam mile zaskoczona zarówno ciekawą kreacją postaci, jak i świetnie skonstruowaną fabułą. Do gustu przypadł mi także subtelny i stopniowo rozwijający się wątek miłosny. Motyw czarnego kota został zgrabnie wkomponowany w historię Boni Wit, chociaż mówiąc szczerze, liczyłam na to, że wątek z nim związany będzie nieco lepiej rozwinięty. Bardzo chętnie zapoznałabym się z kilkoma ciekawostkami czy przesądami dotyczącymi czarnych kotów; myślę, że to by znacznie urozmaiciło treść. Poza tym małym mankamentem, debiut Boni Wit wzbudził we mnie jak najbardziej pozytywne odczucia! ;)
„Nie zabija się czarnego kota” to ciepła i wzruszająca opowieść o ludzkich rozterkach, życiowych wyborach i przewrotnym losie, który potrafi wywrócić wszystko do góry nogami. Historia rozrysowana na kartach tej pozycji ujmuje swą prostotą i zmusza do refleksji nad drobiazgami życia codziennego. Polecam serdecznie miłośnikom powieści obyczajowych, którzy mają ochotę na optymistyczną i wciągającą lekturę!
Ponoć czarny kot przynosi pecha, zwłaszcza gdy przetnie nam drogę. A co jeśli się go zabije? Piotr Tylewski miał przekonać się o tym na własnej skórze. Po długim zwlekaniu decyduje się w końcu wyruszyć do Gałkowa, by zakończyć sprawę związaną ze spadkiem, który pozostawiła mu babcia Zosia. Podróż ta przyjmuje jednak nieoczekiwany obrót, gdy przejeżdża czarnego kota. Od tamtej pory zwierzę nawiedza go w snach, zwiastując różne nieszczęścia…
Wbrew moim obawom, pozycja „Nie zabija się czarnego kota” okazała się satysfakcjonującą i przyjemną w odbiorze lekturą. Byłam mile zaskoczona zarówno ciekawą kreacją postaci, jak i świetnie skonstruowaną fabułą. Do gustu przypadł mi także subtelny i stopniowo rozwijający się wątek miłosny. Motyw czarnego kota został zgrabnie wkomponowany w historię Boni Wit, chociaż mówiąc szczerze, liczyłam na to, że wątek z nim związany będzie nieco lepiej rozwinięty. Bardzo chętnie zapoznałabym się z kilkoma ciekawostkami czy przesądami dotyczącymi czarnych kotów; myślę, że to by znacznie urozmaiciło treść. Poza tym małym mankamentem, debiut Boni Wit wzbudził we mnie jak najbardziej pozytywne odczucia! ;)
„Nie zabija się czarnego kota” to ciepła i wzruszająca opowieść o ludzkich rozterkach, życiowych wyborach i przewrotnym losie, który potrafi wywrócić wszystko do góry nogami. Historia rozrysowana na kartach tej pozycji ujmuje swą prostotą i zmusza do refleksji nad drobiazgami życia codziennego. Polecam serdecznie miłośnikom powieści obyczajowych, którzy mają ochotę na optymistyczną i wciągającą lekturę!
Karolina Pająk (Dzosefinn) | (9.07.2014) |
Przesądy… Chyba każdy z nas mógłby bez zająknięcia przytoczyć kilka z nich np. nie przechodzi się pod rozłożoną drabiną, trzeba uważać na lustra – stłuczenie ich przynosi pecha i nieszczęście na kolejne 7 lat, czy też trzy razy świadkuje, ten sam nie ślubuje… Inne są mniej lub bardziej złowieszcze, ale powiedzmy sobie szczerze – kto z nas nie woli dmuchać na zimno? - obchodzić się z lustrem jak z jajem, widząc przebiegającego drogę czarnego kota nie splunąć za siebie trzy razy, czy też odpukać w niemalowane? Ja należę do tego typu osób, które raczej nie wierzą w przesądy, ale wolę dla pewności trzy razy popukać i mieć święty spokój. To na pewno nie powinno zaszkodzić, prawda? ;)
Autorka niniejszej książki, Bonia Wit oparła swoją historię na przesądzie z czarnym kotem w roli głównej. Co z tego wynikło? Szereg komplikacji, które można zrzucić na bogu ducha winnego zwierzaka, ale także mogą one przynieść ze sobą wiele dobrego.
Piotr, trzydziestopięcioletni przedsiębiorca jest takim typem mężczyzny, któremu jeszcze daleko do zakładania rodziny, a co za tym idzie ustatkowania się. Poznajemy go jako typowego podrywacza, ale także dobrego i rozsądnego szefa oraz mieszczucha skupionego na swojej zawodowej karierze. Czarny kot, który pojawił się na drodze wywołał (według bohatera) lawinę niefortunnych zdarzeń. Piotr będzie zmuszony nie tylko zaakceptować to, co niesie mu życie, ale także przewartościować je na nowo, ponieważ niespodziewanie spadnie na niego opieka nad pięcioletnią córką… Jak główny bohater odnajdzie się w nowej życiowej roli? Tego dowiecie się z Nie zabija się czarnego kota.
Autorka w swojej książce poruszyła wiele istotnych tematów – przede wszystkim poświęcenie się dla drugiej osoby, upór w dążeniu do spełnienia obietnic i marzeń, a także to, że nigdy nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Ukazała prawdziwe życie, w którym za swoje czyny trzeba ponosić odpowiedzialność oraz umieć zmierzyć się z wyzwaniami, jakie przed nami stawia los. Autorka poprzez swoje dzieło zaznacza również, iż przesądy – jak chociażby tytułowy czarny kot może wypłynąć (lecz nie musi) na dalsze życie człowieka. Nie powiedziane jest przecież, że na gorsze, zresztą ludzie dopiero po czasie uświadamiają sobie jaki ten pech okazał się szczęśliwy.
Nie zabija się czarnego kota jest bardzo dojrzałą lekturą, zdecydowanie nie naiwną! Akcja powieści jest bardzo dynamiczna, czasami aż za bardzo, przez co czytelnik może poczuć się zagubiony, a nawet nieusatysfakcjonowany. Za szybko, czasem gwałtownie kończą się niektóre wątki, mnie to zbytnio nie przeszkadzało, ale na przykład mojej bratowej już tak… Spodziewałam się po niej dwóch mocno przeciwstawiających się klimatów – dużego miasta i polskiej wsi. Niestety ja zupełnie go nie odczułam tak, jak powinnam. Można to porównać do upieczonego i aromatycznego ciasta sąsiadki - możesz tylko rozkoszować się zapachem i zazdrościć jej rodzinie, że go skosztuje…
Bohaterowie, podobnie jak akcja są bardzo dynamiczni, a szczególnie Piotr. Bardzo lubię, gdy na moich oczach postać się zmienia. Bernadetta oraz pozostałe osoby są żywe i niezwykle kolorowe. Benia razem z Piotrem stworzyli dosyć ciekawą i niekonwencjonalną parę. Szkoda tylko, że tak nagle Bernadetta zmieniła swój stosunek do tegoż bohatera. Skupiając się na samej kobiecie to w pewnym momencie zaczęłam ją podziwiać za upór, wytrzymałość i wielką miłość do niepełnosprawnego synka. Trudno mi nawet pomyśleć o tym, czy poradziłabym sobie z życiem na jej miejscu. Z pewnością jest to taki typ bohaterki, z której z pewnością można brać przykład.
Szczerze powiedziawszy Nie zabija się czarnego kota niezbyt wyróżnia się na tle innych książek z tego gatunku. Wielkim plusem są przede wszystkim postacie, a dodatkowo sam tytuł przykuwa uwagę czytelnika. Książka ta nie jest złą lekturą, ale jednocześnie niczego diametralnie nie zmieniła w moim życiu. Ktoś mądry powiedział, że książka powinna w duszy czytelnika wywołać obrażenia.. Niestety jej się to nie udało, lecz jest przyjemną i miłą lekturą.
~*~
Na przeszłość nie ma rady. Zawsze będzie wracać, czy chcemy tego, czy nie. [1]
___
[1] WIT B.: Nie zabija się czarnego kota. Gdynia: Novae Res 2014, s. 274.
[http://dzosefinn.blogspot.com/2014/07/wit-bonia-nie-zabija-sie-czarnego-kota.html]
Autorka niniejszej książki, Bonia Wit oparła swoją historię na przesądzie z czarnym kotem w roli głównej. Co z tego wynikło? Szereg komplikacji, które można zrzucić na bogu ducha winnego zwierzaka, ale także mogą one przynieść ze sobą wiele dobrego.
Piotr, trzydziestopięcioletni przedsiębiorca jest takim typem mężczyzny, któremu jeszcze daleko do zakładania rodziny, a co za tym idzie ustatkowania się. Poznajemy go jako typowego podrywacza, ale także dobrego i rozsądnego szefa oraz mieszczucha skupionego na swojej zawodowej karierze. Czarny kot, który pojawił się na drodze wywołał (według bohatera) lawinę niefortunnych zdarzeń. Piotr będzie zmuszony nie tylko zaakceptować to, co niesie mu życie, ale także przewartościować je na nowo, ponieważ niespodziewanie spadnie na niego opieka nad pięcioletnią córką… Jak główny bohater odnajdzie się w nowej życiowej roli? Tego dowiecie się z Nie zabija się czarnego kota.
Autorka w swojej książce poruszyła wiele istotnych tematów – przede wszystkim poświęcenie się dla drugiej osoby, upór w dążeniu do spełnienia obietnic i marzeń, a także to, że nigdy nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Ukazała prawdziwe życie, w którym za swoje czyny trzeba ponosić odpowiedzialność oraz umieć zmierzyć się z wyzwaniami, jakie przed nami stawia los. Autorka poprzez swoje dzieło zaznacza również, iż przesądy – jak chociażby tytułowy czarny kot może wypłynąć (lecz nie musi) na dalsze życie człowieka. Nie powiedziane jest przecież, że na gorsze, zresztą ludzie dopiero po czasie uświadamiają sobie jaki ten pech okazał się szczęśliwy.
Nie zabija się czarnego kota jest bardzo dojrzałą lekturą, zdecydowanie nie naiwną! Akcja powieści jest bardzo dynamiczna, czasami aż za bardzo, przez co czytelnik może poczuć się zagubiony, a nawet nieusatysfakcjonowany. Za szybko, czasem gwałtownie kończą się niektóre wątki, mnie to zbytnio nie przeszkadzało, ale na przykład mojej bratowej już tak… Spodziewałam się po niej dwóch mocno przeciwstawiających się klimatów – dużego miasta i polskiej wsi. Niestety ja zupełnie go nie odczułam tak, jak powinnam. Można to porównać do upieczonego i aromatycznego ciasta sąsiadki - możesz tylko rozkoszować się zapachem i zazdrościć jej rodzinie, że go skosztuje…
Bohaterowie, podobnie jak akcja są bardzo dynamiczni, a szczególnie Piotr. Bardzo lubię, gdy na moich oczach postać się zmienia. Bernadetta oraz pozostałe osoby są żywe i niezwykle kolorowe. Benia razem z Piotrem stworzyli dosyć ciekawą i niekonwencjonalną parę. Szkoda tylko, że tak nagle Bernadetta zmieniła swój stosunek do tegoż bohatera. Skupiając się na samej kobiecie to w pewnym momencie zaczęłam ją podziwiać za upór, wytrzymałość i wielką miłość do niepełnosprawnego synka. Trudno mi nawet pomyśleć o tym, czy poradziłabym sobie z życiem na jej miejscu. Z pewnością jest to taki typ bohaterki, z której z pewnością można brać przykład.
Szczerze powiedziawszy Nie zabija się czarnego kota niezbyt wyróżnia się na tle innych książek z tego gatunku. Wielkim plusem są przede wszystkim postacie, a dodatkowo sam tytuł przykuwa uwagę czytelnika. Książka ta nie jest złą lekturą, ale jednocześnie niczego diametralnie nie zmieniła w moim życiu. Ktoś mądry powiedział, że książka powinna w duszy czytelnika wywołać obrażenia.. Niestety jej się to nie udało, lecz jest przyjemną i miłą lekturą.
~*~
Na przeszłość nie ma rady. Zawsze będzie wracać, czy chcemy tego, czy nie. [1]
___
[1] WIT B.: Nie zabija się czarnego kota. Gdynia: Novae Res 2014, s. 274.
[http://dzosefinn.blogspot.com/2014/07/wit-bonia-nie-zabija-sie-czarnego-kota.html]
Dodaj własną recenzję
Polecamy:
Zamknięta w kalejdoskopie — Wanda Majer-Pietraszak Gdy osiądziesz na życiowej mieliźnie, złap wiatr nadziei w żagle i wypłyń ponownie na szerokie wody szczęśliwości
Joanna doświadczyła zdrady małżeńskiej, ... |
Oferta książek
Wg wydawnictwa
Najpopularniejsze i polecane
Kategorie książek
Zaloguj się | Twoje zamówienia | Twoje dane | Koszty dostawy | Regulamin zakupów
Reklamacje i zwroty | Bezpieczeństwo | Pomoc | Kontakt | Copyright © 2008 by Novae Res
Reklamacje i zwroty | Bezpieczeństwo | Pomoc | Kontakt | Copyright © 2008 by Novae Res