Witaj! Zaloguj się, a jeśli nie jesteś jeszcze naszym klientem, zarejestruj się.
Szukaj
Twój koszyk jest pusty  |  Zaloguj się  |  Pomoc
Zaczytani.pl -> Literatura kobieca -> Dwadzieścia minut do szczęścia — Katarzyna Mak
Dwadzieścia minut do szczęścia — Katarzyna  Mak

Dwadzieścia minut do szczęścia

Cena: 24,00 zł 20,40 zł
Nakład wyczerpany
Książki dostarcza firma DHL Express
Czas oczekiwania na paczkę

Opis i recenzje

Romans jak z bajki

Michalina nie ma łatwego życia. Wychowana przez babcię, po jej śmierci boryka się z problemami finansowymi i własnym darem ściągania na siebie kłopotów. Impulsywna, a zarazem pozbawiona pewności siebie, wciąż zadręcza się pytaniem, czy u przyczyn jej wiecznego pecha leżą geny odziedziczone po rodzicach, o których babcia nigdy nie chciała z nią rozmawiać. Na szczęście przynajmniej jej studia przebiegają bez zakłóceń. Od upragnionego dyplomu dzieli dziewczynę już tylko praktyka w ekologicznym gospodarstwie rolnym. Nawet nie podejrzewa, że wyjazd na wieś przewróci cały jej świat do góry nogami.

– Dlaczego uciekłaś? – zapytał, wciąż przytrzymując moje ramię i patrząc mi prosto w oczy, a spojrzenie jego granatowych źrenic nadal mnie onieśmielało, prowokując jednocześnie.
Żartuje sobie ze mnie? A może jest po prostu skończonym idiotą, że w ogóle o to pyta?
– Możesz mnie puścić i dać mi wreszcie spokój? – wycedziłam przez zęby.
Chyba nie zrozumiał, bo patrzył na mnie, próbując wyczytać cokolwiek z mojej twarzy. Po chwili jednak rozluźnił uścisk na mojej ręce, a potem, potrząsając z niedowierzaniem głową, puścił ją, ja zaś ominęłam go zwyczajnie i znalazłam się tuż przy schodach prowadzących do drzwi kamienicy, w której mieszkałam.
– Uważam, że to może być nieodpowiednia chwila, żebyś tam wchodziła – usłyszałam ponownie jego głos. Odwróciłam się niechętnie w jego kierunku.


Dwadzieścia minut do szczęścia to powieść z pieprzykiem, którą powinna przeczytać każda kobieta. Miłość często pojawia się w naszym życiu zupełnie przypadkiem, ale tylko dzięki niej uświadamiamy sobie, co jest dla nas najważniejsze. Szczęście zależy w dużej mierze tylko od nas i wystarczy wyciągnąć po nie rękę. Michalina i Mikołaj skradną Wasze serducha. Serdecznie polecam!

K.N.Haner


To piękna, zabawna, otulająca niczym ciepły koc powieść o miłości, odnajdywaniu właściwych dróg oraz o tym, że zawsze warto dążyć do spełniania swoich marzeń. Czuję się usatysfakcjonowana i uskrzydlona.

Krystyna Meszka, cyrysia.blogspot.com


Piękna, magiczna, krusząca serce. Opowieść o poszukiwaniu samej siebie i ukojeniu jakie dają miłość i łzy.

Marta Daft, martawsrodksiazek.pl


Szczegóły

  • Rodzaj literatury: Literatura kobieca
  • Wydawca: Novae Res, 2017
  • Format: 121x195, skrzydełka
  • Wydanie: Pierwsze
  • Liczba stron: 192
  • ISBN: 978-83-8083-764-5

Recenzje czytelników

Średnia ocena: 
 z 7 recenzji.Dodaj własną recenzję

  Izabela Wyszomirska  (11.08.2018)
24-letnia Michalina Zawadzka nie miała lekko w życiu. Została wychowana przez babcię, a po jej śmierci ma kłopoty finansowe. Poza tym ma dar ściągania na siebie kłopotów. Dziewczyna jest krok od uzyskania dyplomu. Musi tylko odbyć praktykę w ekologicznym gospodarstwie rolnym. W tym celu wyjeżdża na wieś. Jednak wyjazd ten wywróci jej świat do góry nogami...

"Boże, w końcu jadę mu tylko podziękować za to, co dla mnie zrobił, a zachowuję się tak, jakbym miała co najmniej paść mu w ramiona i błagać o wybaczenie."

Bohaterowie są wyraziści, prawdziwi, można by rzec, tacy jak my. Mają wady i zalety, popełniają błędy, towarzyszą im rozterki i dylematy. Michalina ma impulsywny charakter przez co jesteśmy świadkami wielu wpadek z jej udziałem, co niejednokrotnie wywołuje uśmiech na naszej twarzy, ale także jej współczujemy. Z drugiej strony to pozbawiona pewności siebie dziewczyna. Tyle sprzeczności w jednej osobie? A jednak. Dzięki tym cechom jest bardzo charakterystyczną postacią, zapada w pamięć i z łatwością można ja polubić, a nawet utożsamić się. Muszę przyznać, że zaskoczyła mnie kreacja szefa Michaliny - Michała. Wzbudził we mnie skrajne emocje. Na początku możemy poznać go jako nieprzystępnego, oschłego, pozbawionego uczuć mężczyznę. Później pokazuje swoją drugą twarz. Okazuje się, że jest troskliwy, wyrozumiały, czym dużo zyskał w moich oczach. Jednak jest coś, co... Ale tego już musicie dowiedzieć się sami.

"Zaniepokoiło mnie uczucie, że tak bardzo podobała mi się jego troska..."

Wątek uczuciowy, jaki się pojawia jest subtelny, naturalny, nie przytłaczający swoją obecnością. Idealnie łączy się z pozostałymi wydarzeniami. Sceny erotyczne są wysmakowane, ale zdecydowanie rozpalają zmysły. Zazwyczaj przy debiucie trudno napisać te fragmenty, a autorce wyszło to bardzo dobrze.

Autorka porusza temat genów i ich wpływ na to, kim jesteśmy. Główna bohaterka doszukuje się winnego pecha jaki ją spotyka właśnie w genach odziedziczonych po rodzicach. Jednocześnie skłania to czytelnika do zastanowienia się, czy rzeczywiście za wszystko w naszym życiu odpowiedzialne są geny? Kolejnym interesującym wątkiem jest pewna przypadłość, na jaką cierpi Michalina. Otóż dziewczyna nie potrafi płakać, a bardzo by tego chciała. Osobiście nie wyobrażam sobie, abym nie mogła wyrazić swoich emocji łzami, czy to ze szczęścia, czy smutku. A Wy?

Cała historia pełna jest niedopowiedzeń i tajemnic. To czyni lekturę niezwykle intrygującą i pchającą czytającego do jak najszybszego odkrycia wszystkich kart. Autorka posiada lekkie, plastyczne, przyjemne w odbiorze pióro. Zadbała o malownicze opisy natury, które przenoszą nas w te miejsca. Polany, lasy, konie... chętnie pogalopowałabym na jednym z nich.

Zważywszy na to, iż książka nie jest jakoś szczególnie obszerna objętościowo, to dzieje się naprawdę sporo, nie ma żadnych przestojów. Zagadka goni zagadkę, wszystkie wydarzenia obserwujemy z wielkim zainteresowaniem i napięciem. W powieści nie ma nic z ckliwości, taniego romansu. To coś znacznie więcej. To zaskakująco dojrzała proza, z której każdy wyniesie dla siebie coś wartościowego.

Minus? Zbyt szybko się skończyła ta książka. A ja tak bardzo przywiązałam się do jej bohaterów. Mam nadzieję, że następna powieść pani Kasi będzie "tłuścioszkiem".

"Dwadzieścia minut do szczęścia" to bardzo udany debiut Katarzyny Mak. To powieść chwytająca za serce, piękna w swoim przekazie o poszukiwaniu siebie, marzeniach, rodzącym się uczuciu, tajemnicy, tragedii. To książka, która daje impuls do tego, aby spróbować dogonić swoje szczęście. Polecam!

https://sza-terazczytam.blogspot.com/


  Hanna Smarzewska  (9.12.2017)
http://nie-oceniam-po-okladkach.blogspot.com/2017/12/148-dwadziescia-minut-do-szczescia.html

"Dwadzieścia minut do szczęścia" to debiutancka książka Katarzyna Mak, opowiadająca historię dwudziestoczteroletniej Michaliny Zawadzkiej. Dziewczyna właśnie kończy studia z agrobiznesu. Do upragnionego dyplomu i co za tym idzie wymarzonej pracy, pozostała jej tylko do zaliczenie praktyka w ekologicznym gospodarstwie rolnym. Dziewczyna nie miała prostego życia. Wychowywana przez babcię, po jej śmierci, zmaga się jednocześnie z problemami finansowymi jaki i ściganiem na samą siebie kłopotów... Już pierwszego dnia podczas odbywania praktyk, wszystko idzie nie po jej myśli. Dodatkowo gęstą atmosferę podsyca gburowaty szef - Mikołaj. Jednak Michalina nie podejrzewa, iż wyjazd na wieś odmieni jej życie diametralnie...

"Dwadzieścia minut do szczęścia" to bardzo lekka, przyjemna, życiowa oraz nieprzekoloryzowana historia. Sądzę iż, jak na debiutancką historię wypada zadowalająco. Niemniej jednak szkoda, iż niektóre wątki nie zostały dłużej poprowadzone, wówczas akcja z pewnością byłaby jeszcze bardziej intrygująca i frapująca odbiorcę i co za tym idzie, książka zyskałaby na objętości. Ale pamiętajmy o tym, iż małe jest piękne.

Sądzę, iż dużym plusem tej publikacji jest kreacja bohaterów. Każda postać przewijająca się przez karty debiutu Katarzyny Mak, jest wyrazista, inna, wyróżniająca się na tle pozostałych. Każdy z bohaterów również ujmuje nas swoimi wadami i zaletami. Bohaterowie są po prostu tacy jak my – popełniają błędy, mają dylematy, ulegają impulsom, przeżywają rozterki i niepewności. Dzięki temu, stają się wiarygodni i autentyczni. Michalina to osobowość z bagażem doświadczeń. To co ją wyróżnia to to, iż dziewczyna nie potrafi płakać... Intrygującą postacią jest również szef Michaliny – Mikołaj. Na początku dał się poznać, jako oschły, pozbawiony jakichkolwiek uczuć mężczyzna, jednak z czasem, odsłania swoje prawdziwe oblicze. Daje poczucie bezpieczeństwa, jest troskliwy i wyrozumiały, ale posiada pewną tajemnicę…

Warto zwrócić uwagę na to, iż ukazany wątek miłosny, nie przytłacza, ani nie przeciąża wszystkich wydarzeń. Jest bardzo naturalny, a Autorka bardzo lekko wkomponowała go w całą powieść.

Dużym plusem, jest również język jakim operuje Katarzyna Mak. Jest lekko, plastycznie i dość dynamicznie. A dzięki plastycznym opisom, bez problemu możemy sobie wyobrazić wiejskie otoczenie. W związku z tym, iż całość nie razi czytelnika swoją objętość, w rezultacie książkę czyta się bardzo szybko. Nie znajdziemy tutaj również nadprogramowej treści, jednak jak nadmieniałam na początku, szkoda, iż niektóre z wątków, nie zostały dużej poprowadzone. Mimo to jest usatysfakcjonowana. To bardzo lekka i przyjemna historia. Polecam wszystkim zainteresowanym.


  Czasem Tak jest  (23.12.2017)
Romantyczna opowieść, pełna niespodzianek i tajemnic w tle, z piękną, klimatyczną okładką - to właśnie "Dwadzieścia minut do szczęścia" Katarzyny Mak. Romansów przeczytałam już wiele i trudno zaskoczyć mnie fabułą. Czy młodej, debiutującej autorce się to udało, jeżeli czasem pisarki znane na całym świecie tego nie potrafiły?


Michalina Zawadzka to młoda dziewczyna, wychowywana przez nieżyjącą już w chwili obecnej od dwóch lat babcię, która chroniła ją przed wszystkim co złe. Być może dlatego Michalina nie do końca działa adekwatnie do sytuacji, chociaż ja powiedziałabym raczej, że jest po prostu kobietą. Dziewczyna nie miała łatwego dzieciństwa, a dorosłość też ją przerasta. W chwili kiedy ją poznajemy, jest totalnie "spłukana". Wierzy, że jej ciągły pech i nieporadność, to wina przekazanych jej przez rodziców genów, których śmierć wiąże się z tragicznymi wydarzeniami, co dodatkowo powoduje masę kompleksów i brak pewności siebie. Bohaterka kończy właśnie studia, a do upragnionego dylomu potrzeba jej tylko "papierka" z praktyk w gospodarstwie ekologicznym. Jak się okaże, praktyki te zdecydowanie odmienią jej życie nie tylko w sferze udukacyjnej.

Przyznam szczerze, że powieść mnie zaskoczyła, bo nie spodziewałam się po debiucie czegoś tak klimatycznego, przyjemnego w odbiorze i mądrego, a dodatkowo zaskakującego. Owszem, są potknięcia i widoczne w niektórych momentach zafascynowanie innymi, znanymi powieściami, ale są to bardzo drobne detale, bo całość złożona jest w oryginalną treść, wnoszącą w literaturę romantyczną wiele świeżości. Jedyne co mi przeszkadzało, to zbyt prosty i lakoniczny język literacki, co wiąże się z niedokładnym przedstawieniem pewnych sytuacji. Sceny seksu, które odgrywają tutaj ważną rolę mogłyby być również bardziej rozbudowane, bo czytając je w "Dwadzieścia minut do szczęścia" miałam wrażenie jakby były one "szybkim numerkiem". Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że Katarzyna Mak ma olbrzymi potencjał i kolejne książki będą już bez zarzutu.

"Dwadzieścia minut do szczęścia" to idealna lektura na wieczór. Nie jest zbyt obszerna, co pozwala nam przeczytać ją na "jeden raz", dając przy tym czytelnikowi sporą dawkę emocji i wspaniale spędzonych chwil z bohaterami. Dodam jeszcze kilka słów własnie o bohaterach, bo są oni zdecydowanie na plus. Każdy z nich ma swój indywidualny charakter i jest jakiś, więc nie zlewają się w jedną, bezkształtną masę. Opisy i dialogi również nie są przesadzone ani w jedną, ani w drugą stronę, więc nuda nikomu nie grozi. Niewątpliwą zaletą jest też prawdziwe ukazanie nam spraw niezwykle poważnych jak sieroctwo, pedofilia, brak pewności siebie, homoseksualizm i miłość, która potrafi wyzwolić nawet łzy, zaklęte bardzo dawno, dawno temu, takie łzy, które dają oczyszczenie i ulgę.

Polecam powieść z czystym sumieniem, gdyż każdy znajdzie tu niewątpliwie coś dla siebie, a wszystko to w klimatach przyrody, rasowych koni i gorących uczuć.


  Aneta Stefaniec  (17.02.2018)
Oto genialny przykład na to, jak kilka stron potrafi całkowicie odmienić odbiór książki. „Dwadzieścia minut do szczęścia” – muszę przyznać, że bardzo wdzięczny tytuł, który od razu zapowiada dużo emocji z gatunku tych wyciskających łzy, a że takie lubię najbardziej, ochoczo sięgnęłam po książkę Katarzyny Mak.

I owszem, fabuła mnie wciągnęła, bo też główne bohaterki książek tego rodzaju są najczęściej nauczycielkami, bibliotekarkami albo wręcz odwrotnie – kobietami sukcesu pnącymi się po szczeblach kariery w międzynarodowych korporacjach. Niezbyt często można jednak spotkać takie, które wybrały studia pod kątem późniejszej pracy w agrobiznesie. No i nie każda z pierwszoplanowych postaci odbiera poród małego źrebaczka. Tak, pomysł na książkę ciekawy i oryginalny.

Ale przez dłuższy czas nie mogłam nic poradzić na to, że irytowała mnie właśnie główna bohaterka o bardzo ładnym imieniu Michalina. A to nadmiarem koloru różowego, którego po prostu nie lubię, a to dziecinnym kaskiem w biedronki, to znów infantylnym zachowaniem i postawą wobec świata mówiącą, że dziewczyna przeprasza, że żyje. Sporo się tego nazbierało i kiedy już myślałam, że przyjemne wrażenie całości na dobre popsuje mi właśnie Miśka, autorka uchyliła przed Czytelnikiem rąbka tajemnicy dotyczącej jej przeszłości. To wystarczyło, by przywrócić mnie na właściwy tor lektury, pełen zaciekawienia i niemożności doczekania się, co będzie dalej.

Dużo rzeczy udało mi się przewidzieć, ale tyczy się to raczej początków książki oraz uczucia, którego nie może zabraknąć w literaturze kobiecej. Później okazało się, że wiele potrafi mnie także zaskoczyć. W tym pozytywnym sensie, bo znalazłam tutaj wydarzenia tak przejmujące, że aż na chwilę się przy nich zatrzymywałam. Ogólnie przyjemna lektura, którą pochłania się bardzo szybko. Jeśli będę miała okazję, chętnie sięgnę po kolejne książki tej autorki.

zaczytana.com.pl


  Magdalena Fraszczak (Książka w autobusie)  (20.12.2018)
Na wstępie bardzo dziękuję autorce Pani Katarzynie Mak za zorganizowanie Book Tour, dzięki temu mogłam się znaleźć w romansie jak z bajki, którym nie powstydziłyby się wielkie amerykańskie pisarki.

Główna bohaterka Michalina, nie miała lekkiego życia. Wychowywana przez babcię, nie znająca swoich rodziców ani swojej przeszłości, nie mogąca uronić choćby jednej łzy, ma niezaprzeczalny talent do pakowania się w kłopoty. Jedyne o czym marzy to o ukończeniu studiów i znalezienie wymarzonej pracy. Aby zrealizować swoje marzenie, musi odbyć pewne praktyki. To z kolei uruchamia ciąg niefortunnych zdarzeń, w których poznaje przystojnego i bogatego Mikołaja.

Miła i ciepła, a do tego z nutką humoru krótka historia o poszukiwaniu własnego celu w życiu, niespodziewanej miłości i determinacji. Bezapelacyjnie umiliła mi wieczór i z czystym sumieniem zachęcam do przeczytania.

http://ksiazka.blogowo.eu/2018/09/17/dwadziescia-minut-do-szczescia-katarzyna-mak/


  Karolina Pająk (Dzosefinn)  (10.02.2018)
[...]

Według mnie Dwadzieścia minut do szczęścia Katarzyny Mak jest historią niedopowiedzianą i niedopracowaną, aczkolwiek z potencjałem. Na niecałych dwustu stronach dzieje się naprawdę sporo rzeczy i sprawiają one wrażenie wrzuconych do fabuły na siłę. Szczególnie widać to po homoseksualnym wątku, który mógł być bardziej zarysowany i rozwinięty. Podobnie ma się sprawa z byłą żoną głównego bohatera oraz traumatyczną przeszłością Michaliny. Wszystko, co autorka umieściła w swojej książce byłoby w porządku, gdyby poświęciła im odpowiednią ilość czasu i stron. Niestety, jak dla mnie, nie jest możliwe stworzenie takiej historii jaką chciała Katarzyna Mak na niecałych dwustu stronach. Mimo tego fabuła mocno mnie wciągnęła i trudno było mi się od niej oderwać. Szczerze powiedziawszy lektura jej zajęła mi jedno przedpołudnie. Dwadzieścia minut do szczęścia to historia dosłownie na jeden wieczór. Fabuła, jak wspomniałam wcześniej, mogła być bardziej dopracowana i trochę szkoda, że zabrakło jej elementów zaskoczenia. Tak naprawdę tylko jedna sytuacja mnie zaskoczyła, ale to też w połowie (mam tu na myśli pojawienie się wątku homoseksualnego). Jednak mimo tych wszystkich moich ale była to naprawdę przyjemna i lekka lektura, która przez swój letni klimat wywołała na mojej twarzy uśmiech. Autorka bardzo plastycznie stworzyła tę historię, aż zatęskniłam za wiosną, latem, słońcem, ciepełkiem, błękitnym niebem, soczystą zielenią traw, krzewów i drzew oraz… moją działką, dokąd w okresie letnim uciekam z miasta. Tak, klimat stworzony przez Katarzynę Mak jest niewątpliwie atutem Dwudziestu minut do szczęścia. Autorka świetnie sobie poradziła z kreacją tła. Niestety nie mogę tego samego powiedzieć o bohaterach, a szczególnie o jednym z nich…

W książce pojawia się wiele postaci, ale bezsprzecznie główne skrzypce grają Mikołaj i Michalina. Reszta jest delikatnie zarysowana, a szkoda, bo niektóre z nich mają niewykorzystany potencjał. Jeśli chodzi o Mikołaja to nie mam do niego zastrzeżeń. Jest typowym księciem z bajki, który bezlitośnie kradnie serca czytelniczek i zostawia je na przysłowiowym lodzie. Natomiast Michalina to postać, która wzbudziła we mnie najwięcej kontrowersji. Wszystko zaczyna się od pewnego incydentu, który miał miejsce w przeszłości i wpłynął na to, jak Michalina reaguje na konie. Jest on śmieszny, a wręcz żenujący i nie brzmi on zbyt poważnie. Myślę, że lepiej byłoby, gdyby np. koń kopnął ją lub poturbował, aniżeli ugryzł w… pupę. Szczerze powiedziawszy trudno mi sobie wyobrazić tę scenę, do tej pory zachodzę w głowę jak on to zrobił? Później oliwy do ognia dolewają inne inteligentne decyzje bohaterki jak np. kąpiel nago w jeziorze w trakcie okresu (no chyba, że jej okres trwa dwa dni, ale wcześniejsze opisy na to raczej nie wskazują) czy zabranie białych (!!!) trampek na praktyki do gospodarstwa (?!). Jeśli chodzi o te nieszczęsne buty to chyba miało być śmiesznie, a wyszło… jak wyszło. Michalina jest nierozgarniętą bohaterką, nie byłoby w tym nic złego, gdyby jej głupota nie waliła tak po oczach. Przez swoje zachowanie i podkreślanie na każdym kroku, że jest beznadziejna irytowało mnie i grało mi na nerwach. Najzwyczajniej w świecie zniechęciła mnie do siebie i do końca książki nie pozwoliła się polubić. Momentami miałam ochotę nią potrząsnąć, bo miała w swoim otoczeniu osoby, które ją wspierały i mogła liczyć na ich pomoc. Oprócz tego bohaterka jest beznadziejnie naiwna i aż żal było na nią patrzeć. Mimo tych wszystkich wad, które wymieniłam Michalina jest postacią bardziej naturalną i żywą niż Mikołaj. Powód? Otóż dlatego, że nie jest idealna i swoim zachowaniem wywołuje wachlarz różnorodnych emocji. Mikołaj tylko (a może powinnam napisać aż) powoduje, że krew szybciej zaczyna płynąć żyłach. Ale szczerze powiedziawszy takie osobowości jak Michalina mocno mi grają na nerwach i nie pałam do nich sympatią.

Debiut Katarzyny Mak był jak dla mnie średni. Ni doby, ni zły. Historia mnie wciągnęła, ale autorka nie stworzyła niczego nowego. Mamy tutaj jeden z popularnych schematów: on bogaty, a ona biedna, który niczym szczególnym się nie wyróżnił. Takich opowieści miłosnych jest wiele i myślę, że Dwadzieścia minut do szczęścia niestety zniknie wśród innych tytułów. Poza tym postawa bohaterki też zbytnio pozytywnie nie wpłynęła na moją ocenę tej historii, jednak ten klimat, o którym pisałam wcześniej, trochę rekompensuje braki i niedociągnięcia debiutu. Zatem jeśli szukacie lekkiej, ciepłej, wciągającej i niezobowiązującej lektury z fantastycznie zarysowanym tłem to ta książka będzie dobrym wyborem.

[www.dzosefinn.blogspot.com]


  Natalia Świerczyńska  (28.06.2018)
Gdy już wszystko wydaje się piękne i ułożone, nagle może się znaleźć ogrom rzeczy, które namieszają. Na przykład wydarzenia z przeszłości albo po prostu znalezienie się w niewłaściwym momencie w niewłaściwym miejscu.
Michalina nie ma łatwo. Nigdy nie poznała swoich rodziców, a jedyna jej bliska osoba, babcia, zmarła niedawno, pozostawiając wnuczkę z kłopotami finansowymi i niezwykłym darem do pakowania się w kłopoty. Kiedy dziewczynie wydaje się, że niewiele dzieli ją od wymarzonego, spokojnego życia – kończy studia, a żeby uzyskać dyplom musi tylko odbyć praktykę w ekologicznym gospodarstwie rolnym – nagle cały świat przewraca się jej do góry nogami. Michalina musi zostawić w mieście swojego chłopaka, Mateusza, za to nawiązuje interesującą znajomość z szefem gospodarstwa rolnego, Mikołajem. Jak ta relacja się zakończy? Czy obie strony będą usatysfakcjonowane, czy też ktoś będzie musiał odejść ze złamanym sercem?
Cukierkowa okładka i spory napis z tyłu okładki zapowiadały romans jak z bajki. Dlatego właśnie takiej historii się spodziewałam i oczekiwałam przede wszystkim rozrywki, inne sprawy odkładając na dalszy plan. Kilka razy także książka mnie zaskoczyła, ale niestety negatywnie. O tym za moment.
Na początek wspomnę, że „Dwadzieścia minut do szczęścia” czyta się szybciutko, bo powieść liczy sobie zaledwie 189 stron. Napisana jest lekkim stylem, zdania są krótkie i zrozumiałe, co potęguje przyjemność z lektury.
Najbardziej podobała mi się część, w której opisane są praktyki Michaliny w gospodarstwie. Te momenty są takie… sielskie, klimatyczne, przyjemne. Czułam się, jakbym razem z główną bohaterką przemierzała pola, zapoznawała się ze zwierzętami, zakwaterowała się w przytulnym domku dla gości. Na miejscu autorki jeszcze przedłużyłabym te chwile Miśki na praktykach, bo moim zdaniem to najbardziej udany fragment książki.
Co do bohaterów… Michalina była ogólnie dość sympatyczną dziewczyną, nie wzbudzała ani mojej nadmiernej sympatii, ani antypatii. Częściej jej raczej współczułam, bo niekiedy jej zachowania były tak infantylne, że aż brała mnie litość. Mikołaj z kolei wydawał mi się przez większość czasu dosyć napastliwy. Jasne, zakochał się, rozumiem. Ale gdy na samym początku zostały przedstawione jego zaborcze zachowania w stosunku do pracownicy (!), którą była wówczas Miśka… Brak słów. Wątpię, żeby którykolwiek mężczyzna tak „opiekował się” poznaną kilkanaście godzin wcześniej kobietą.
Niektóre dialogi bohaterów także pozostawiały nieco do życzenia, jak na przykład rozmowy o miesiączce Michaliny (przypominam, znali się dopiero kilkanaście godzin!), wymiana zdań dotycząca za dużych kaloszy dziewczyny czy żenujące momenty tuż po tym, jak Miśka została kopnięta przez klacz, a Mikołaj dzielnie ją ratował i opatrywał otartą nogę.
Powieść nie grzeszyła także logiką, bo niestety nie wyobrażam sobie mężczyzny, który dla kobiety zachowującej się wobec niego tak niekulturalnie i odrzucającej go przez dłuższy czas wymyśliłby tak skomplikowany plan, jak Mikołaj wobec Michaliny (chodzi mi o plan z Izą). W ogóle Mikołaj dziwnym trafem był obecny gdzieś w okolicy zawsze wtedy, gdy jego ukochana go potrzebowała, nawet jeśli działoby się to późno w nocy w jakimś barze. Nierealne? Hmm…
Co jeszcze nie było zbyt realne? Wątek z zaklinaczem, pojawiający się dosłownie przez chwilkę, ale niezwykle ważny. [UWAGA, SPOJLER!] Która babcia zaprowadziłaby skrzywdzoną wnuczkę do zaklinacza, aby zaczarował jej łzy? Cóż, może takie babcie istnieją, ale doprawdy ciężko mi to sobie wyobrazić.
Jednak duży plus dla autorki za ciekawie przedstawioną historię z dzieciństwa Michaliny. Gorzej, że nie została ona uwypuklona aż tak, jak „trauma” dziewczyny po ugryzieniu przez kucyka. Ale trudno, mam nadzieję, że w kolejnych powieściach Katarzyna Mak zniweluje niedociągnięcia, bo bez nich powieść byłaby naprawdę dobra.
Wiele osób zwracało uwagę, że w „Dwudziestu minutach do szczęścia” na tych 189 stronach pojawiły się chyba wszystkie możliwe dramaty, jakie tylko mogą dotknąć człowieka. Gwałt, pedofilia, śmierć rodziców i ukochanej osoby, zawód miłosny, aborcja, rozwód, homoseksualizm, prostytucja… I pewnie o czymś jeszcze zapomniałam. Gdyby bardziej rozwinąć niektóre wątki, tak, aby dać czytelnikowi ochłonąć po jednej tragedii, zanim wprowadzi się kolejną… byłoby całkiem nieźle. Katarzyna Mak niewątpliwie posiada talent do umiejętnego opisywania trudnych momentów życiowych bohaterów.
Okładka niektórym może wydawać się zbyt cukierkowa, ale mnie całkowicie urzekł koń, który na niej widnieje. Pewnie część osób się teraz uśmiechnie, ale naprawdę. Nic nie poradzę, że zwierzęta tak mnie rozczulają.
Podsumowując, powieść posiada pewne niedociągnięcia, ale mimo to czyta się ją przyjemnie i szybko, pozostają po niej raczej przyjemne wspomnienia. Jest to dobra lektura na ciepłe popołudnie na plaży, więc jeśli planujecie tego typu aktywność – koniecznie zabierzcie ze sobą „Dwadzieścia minut do szczęścia”. A Katarzynie Mak gratuluję debiutu i życzę kolejnych powieści oraz pisarskiego rozwoju.

www.madrepisanie.pl

Dodaj własną recenzję