Witaj! Zaloguj się, a jeśli nie jesteś jeszcze naszym klientem, zarejestruj się.
Szukaj
Twój koszyk jest pusty  |  Zaloguj się  |  Pomoc
Zaczytani.pl -> Literatura obyczajowa -> Sprzedawca papieru — Mateusz Kaptur
Sprzedawca papieru — Mateusz Kaptur

Sprzedawca papieru

Cena: 24,00 zł 20,40 zł
Nakład wyczerpany
Książki dostarcza firma DHL Express
Czas oczekiwania na paczkę

Opis i recenzje

Główny bohater, mol książkowy będący u progu dorosłości, przypadkiem natyka się w gazecie na ogłoszenie pracy, przez które to Wydawnictwo Paraliterackie poszukuje młodych i bystrych ludzi na sprzedawców literatury. Zaintrygowany maturzysta, niemogący się zdecydować, czy wybrać drogę kształcenia naukowego czy od razu zacząć pracę zawodową, odpowiada na ogłoszenie i zostaje, ku swojemu zaskoczeniu, zaproszony na rozmowę. Przeprowadza ją bardzo „zaangażowany” szew wydawnictwa, który tłumaczy intrygującą nazwę spółki, opowiada szybko, jak wygląda ta „misja”, o którą bohater się stara, a następnie z marszu posyła go na dzień próbny, czyli towarzyszenie Najlepszemu Sprzedawcy przy pracy. Bohater ma niepowtarzalną szansę skonfrontować swoje młodzieńcze ideały i wyobrażenia o świecie, odbywając podróż do pewnego anonimowego miasteczka.

- „Zapraszam do mojego gabinetu!” – jak to podniośle zabrzmiało, kiedy słyszałem to po raz pierwszy. Po jednej stronie biurka ja, po drugiej Szef.
…bo wynajmowanie powierzchni sklepowej to przeżytek, my wychodzimy do klienta, nie on do nas; to my wiemy lepiej od niego, co jest dla niego dobre…
Cóż z niego za wodzirej! Cóż z niego za czarownik! A jaki on mądry! A jaki on…natchniony! Poczułem się zupełnie wyjątkowy. Dalszą część dnia miałem spędzić z Najlepszym Sprzedawcą w podróży, szukając nowych klientów. Jak się uczyć, to od najlepszych. A nauczyłem się przy nim więcej niż się spodziewałem: poznałem przyczynę wszelkiego zła, usłyszałem jak rozpoznać prawdziwych przyjaciół, byłem świadkiem drugiej kontrreformacji, zrozumiałem, że czas jest wrogiem przyjemności, przekonałem się o prawdziwej wartości pieniędzy, dokopałem się do źródła wszelkiego bólu, zdemaskowałem sens życia i świata. Najważniejsze jednak, czego się nauczyłem to to, że najprawdopodobniej warto nauczyć się pisać.

Szczegóły

  • Rodzaj literatury: Literatura obyczajowa
  • Wydawca: Novae Res, 2013
  • Format: 121x195mm, oprawa miękka
  • Wydanie: Pierwsze
  • Liczba stron: 186
  • ISBN: 978-83-7722-879-1

Recenzje czytelników

Średnia ocena: 
 z 2 recenzji.Dodaj własną recenzję

  Karolina Pająk (Dzosefinn)  (4.10.2013)
Nie lubię ludzi, którzy zaczepiają przypadkowych przechodniów lub chodzą po domach i oferują różne dobra materialne czy usługi. Wciskają niepotrzebne rzeczy, wmawiając przy tym, że bez tego w dzisiejszych czasach nie można się obejść, lub tego właśnie w życiu było nam potrzeba. Niektórzy z nas, w tym oczywiście ja, prześmiewczo sobie myśli „o boże, więc jak mi się udawało do tego czasu bez tej rzeczy obchodzić?”. Jeśli funkcjonowałam przed pojawieniem się na rynku tego przedmiotu, to i bez niej się obejdę. Czy wierzycie i nabieracie się na te ich sztuczki marketingowe? Jeśli tak, to zapraszam do zapoznania się z niniejszą recenzją, a następnie ze Sprzedawcą papieru.

Jak łatwo się domyślić, po tym rozbudowanym wstępie, Sprzedawca papieru ukazuje historię dziewiętnastoletniego Tobiasza, który jest nie tylko tegorocznym maturzystą, ale również… molem książkowym. Chłopak przypadkowo natrafia na ogłoszenie dotyczące pracy w wydawnictwie. Zaintrygowany ofertą i pod wpływem impulsu umawia się na spotkanie z prezesem firmy. I tak Tobiasz poznaje pracę od strony teoretycznej, przy czym nie tylko on zaczyna mieć mentlik w głowie, ale również i czytelnik. Do tego dyrektor proponuje mu spędzenie jednego dnia z Najlepszym Sprzedawcą z wydawnictwa paraliterackiego. Ten zabieg ma pomóc Tobiaszowi w podjęciu decyzji o zatrudnieniu w tej firmie. Dzięki temu, Tobiasz poznaje nie tylko tajniki sprzedaży, ale również różnych odbiorców, którzy podobnie jak my, szuka pomocy w otaczającej ich rzeczywistości. I w tym momencie zjawia się Najlepszy Sprzedawca, podobnie jak „Superbohater”, który przychodzi do nich z najlepszym lekarstwem na ich bolączki. I dodatkowo by uzmysłowić „zagubionym w świecie” ludziom, że książka jest w tym przypadku najlepszym rozwiązaniem. Ale czy naprawdę nim jest?

Muszę przyznać, że dobrze się ta opowieść zaczęła. Na wstępie pomyślałam, że to historia napisana z potencjałem. Niebanalna. Nieprzeciętna. Nie tylko przez wyszukany i zawiły język, ale również przez poruszane problemy dnia codziennego. Przede wszystkim Sprzedawca papieru ukazuje jak można człowiekiem manipulować, by odnieść samemu sukces. I to tylko za pomocą słów, wykorzystując przy tym ich sytuację życiową. A co jest w tym najsmutniejsze, to fakt, że ludzie są bardzo łatwowierni. Człowiek będący na zakręcie, jeśli ma mu to pomóc, uwierzy w wszystko, nawet w magiczną moc książek. Choć nie przeczę, że te przedmioty mogą przynieść pewne rozwiązania, podnieść na duchu, ale pod warunkiem, że literatura jest dobrana indywidualnie do osoby, borykającej się z konkretnym problemem. Natomiast książki, które Najlepszy Sprzedawca proponował upatrzonym „ofiarom” sprawiają wrażenie raczej „podejrzanych”, niż pomocnych. W niniejszej pozycji została jeszcze poruszona sprawa pieniędzy. Liczy się ilość sprzedanych egzemplarzy, niż rzeczywista pomoc.

Bohaterowie, pojawiający się w Sprzedawcy papieru są bardzo różnorodni. Szkoda tylko, że autor większość potraktował stereotypowo i nadał im cechy naprawdę mało pozytywne. Przez to czytelnikowi niekiedy może się zrobić ich żal.

Jeśli chodzi o akcję, to momentami niemiłosiernie się dłuży. A w szczególności wtedy, gdy Najlepszy Sprzedawca czarował swoich klientów. Bezlitosny i bezduszny. Czekałam na moment, gdy ktoś z upatrzonych przez Jonasza (bo takie imię nosi ów sprzedawca) nie da się zauroczyć, niestety nie doczekałam się tego momentu. Ale doczekałam się za to innej, równie budującej sytuacji jak ta, którą przed momentem opisałam. O jakiej piszę? Musicie się sami przekonać, sięgając po Sprzedawcę papieru.

Ostatni rozdział jakoś najbardziej do mnie przemówił. Bo pokazuje on prawdę o młodych ludziach po studiach, przede wszystkim bez perspektyw na godne życie. Tyle tylko, że my, młodzi możemy wyjechać i nam się chce kreować naszą przyszłość. A co z ludźmi, którzy dostali wypowiedzenie, a swoje najlepsze lata mają za sobą i dodatkowo, do emerytury zostało im kilka lat?

Szczerze powiedziawszy, po przebrnięciu przez Sprzedawcę papieru miałam taki sam mentlik w głowie, jak Tobiasz. To, co zdecydowanie przemawia „za” tą pozycją, to poruszony w niej temat – manipulacji i wpływanie na osoby z równymi problemami. Jestem przekonana, że po jej lekturze większość nie będzie tak skłonna wierzyć ludziom pokroju Jonasza. Drugim plusem jest poczucie humory głównego bohatera, dzięki któremu tą pozycje daje się przetrawić. Gdyby nie ono, chyba nie dokończyłabym jej lektury. Minusy? Dłużąca się akcja i ten irytujący Najlepszy Sprzedawca. Jednakże warto po nią sięgnąć.

[dzosefinn.blogspot.com]


  Anna Szczurek  (8.11.2013)
Sprzedawca papieru przyciągnął mnie swoim tytułem i intrygującym opisem – wszystko, co zawiera w sobie słowa „papier”, „książka” stanowi dla mnie wyraźnie perswazyjną funkcję. Nie potrafię oprzeć się tekstom, jak się zdaje, autotematycznym, biorącym pod lupę literaturę, pracę wydawców i tak dalej, i tym podobne.
Tym właśnie skusił mnie Mateusz Kaptur. I tym mnie trochę zwiódł, i trochę rozczarował.

Autor oddaje głos bohaterowi, który po zdanej maturze zastanawia się nad obraniem dalszej drogi życiowej. Staje niejako na rozwidleniu, na którym w dwu przeciwnych kierunkach prowadzą drogi dalszej edukacji i pracy. Tobiasz, zauważając w gazecie frapujące ogłoszenie, postanawia skręcić w uliczkę drugą. Odkąd bowiem pamięta za największą miłość uważa literaturę, a z nią to zdaje się związana praca w Wydawnictwie Paraliterackim, szukającym młodych i bystrych ludzi na stanowisko… sprzedawcy czy – jak odebrałam to ja – akwizytora. Określenie to nie od dziś kojarzy się bardzo negatywnie, stąd też przyszli pracodawcy bohatera nie godzą się na takie nazywanie swojej działalności. Ich spółka ma w założeniu robić coś zgoła innego – sprzedawać marzenia, pomagać ludziom, nieść im pokrzepienie.
Tobiasz, po krótkiej rozmowie kwalifikacyjnej, zostaje oddelegowany z Najlepszym Sprzedawcą w celu całodniowego przyjrzenia się sposobowi ich działania.
On to, puka do drzwi przeróżnych firm i organizacji w poszukiwaniu klienta idealnego – z problemami, takiego, którego bardzo łatwo można będzie zmanipulować. Jonasz ma bowiem jeden niekwestionowany dar – przemawia jak prawdziwy demagog, retorycznie odnosi największe sukcesy, czyniąc ze swojego zawodu prawdziwą sztukę.
Nagabując kolejne osoby, przedstawia im swoją ofertę wydawniczą w sposób niezwykle interesujący. Miałam wrażenie, że budowane przez niego zdania to kpina, satyra na sposób pisania i mówienia o literaturze, satyra na ludzi parających się tworzeniem opinii i obśmianie trywialnych, wyświechtanych sformułowań, co rusz wykorzystywanych przez krytyków i recenzentów. Czyni to Jonasz za pomocą gier językowych, zmienianiu nazw książek, ingerowania w nośne tytuły. Odnosiłam wrażenie, że sprzedając literatur(k)ę, Jonasz tak naprawdę ją obśmiewa.
Przyglądający się metodom działania (nie)akwizytora Tobiasz, jako kandydat na jego miejsce, wielokrotnie z drwiną i zdziwieniem obserwował i w myślach, do których czytelnik ma dostęp, komentował udane transakcje i doskonały sposób przemawiania sprzedawcy do potencjalnego klienta. Dostosowując sposób mówienia do indywidualnej osoby, Jonasz uzyskiwał najlepsze efekty. W książce tej ukazane są strategie marketingowe i metody manipulowania klientem. Słowna propaganda i sloganowe hasła ukazują naiwność ludzką, podatność człowieka na wpływy i słabe przygotowanie psychiczne na odparcie tego rodzaju ataków werbalnych. Część zdań w tej książce, to zestawienia niezrozumiałe, nielogicznie, stylistycznie naganne – za długie, niepozwalające na dostrzeżenie sensu.
Jonasz, przemawiając do swoich klientów odwodzi ich od sedna, tak bardzo nimi manipuluje, że tym zdaje się, iż oferowany przez niego produkt jest im w tej chwili niezbędny do życia. Znamy to, prawda?

Po lekturze tej książeczki mam jednak uczucia mieszane – mimo ważkości podejmowanej problematyki, w mojej głowie kotłuje się pytanie zadawane także przez Tobiasza – czy to pełnowartościowa literatura, czy właśnie – powtarzając za bohaterem – podrób wydawniczy zasłaniający się tematyką i w ten sposób kamuflujący niedoskonałości?
Jeśli chcesz spędzić jeden dzień ze sprzedawcą papieru – bo czegóż więcej? – i poznać metody manipulacji – zapraszam serdecznie do lektury. Dzięki tej książce zobaczysz jak zarabiać na cudzym nieszczęściu, łatwowierności i chęci poprawienia sobie jakości życia.
Czy jednak kupienie tej książki, nie jest właśnie takim krokiem naiwnego czytelnika?

Dodaj własną recenzję