Witaj! Zaloguj się, a jeśli nie jesteś jeszcze naszym klientem, zarejestruj się.
Szukaj
Twój koszyk jest pusty  |  Zaloguj się  |  Pomoc
Zaczytani.pl -> Humor -> Legenda nieświętego Marcina — Piotr Dutkiewicz
Legenda nieświętego Marcina — Piotr Dutkiewicz

Legenda nieświętego Marcina

Cena: 29,00 zł 24,65 zł
Nakład wyczerpany
Książki dostarcza firma DHL Express
Czas oczekiwania na paczkę

Opis i recenzje

W państwie pradawnych Słowian mieszka tajemniczy przybysz z południa – Marcin Igła. Pierwszy dyplomata i zręczny polityk. Jako doradca wodza i dowódca wyjątkowego oddziału zajmującego się dywersją nierzadko wpada w prawdziwe tarapaty, z których ratują go tylko wrodzona pomysłowość i spryt. Można o nim zresztą powiedzieć jeszcze wiele, ale z pewnością nie to, że jest święty, bo ma na sumieniu kilka grzechów… Kim jest tak naprawdę, jaka była jego przeszłość i dlaczego człowiek z południa zawędrował aż na północ, do państwa Lecha? Co skrywają koleje losu Marcina i czy to, przed czym uciekał, odnajdzie go aż tutaj?

Autor z humorem oprowadza nas po świecie pierwszych Słowian i słowiańskich bóstw, odsłaniając kulisy ich barwnego życia. Młode państwo Lecha otoczone nie zawsze przyjaznym sąsiedztwem musi sobie jakoś radzić. Z pomocą przychodzą Marcin i jego oddział, a kluczem do sukcesu w ubiciu dobrego interesu lub pokonaniu wroga często okazują się przebiegłość i podstęp. Jak naprawdę było ze smokiem wawelskim, skąd się wzięli druidzi i dlaczego lepiej nie nazywać kraju Lechistanem – odpowiedzi można znaleźć w tej skrzącej się dowcipem opowieści.

Szczegóły

  • Rodzaj literatury: Humor
  • Wydawca: Novae Res, 2014
  • Format: 121x195mm, oprawa miękka
  • Wydanie: Pierwsze
  • Liczba stron: 290
  • ISBN: 978-83-7942-105-3

Recenzje czytelników

Średnia ocena: 
 z 3 recenzji.Dodaj własną recenzję

  Marta Głowacka  (27.04.2014)
W prasłowiańskich czasach, gdy Państwo Lecha dopiero zaczynało się kształtować, żył niezwykły dyplomata – Marcin Igła. Był przebiegły, inteligentny i niesamowicie cwany. Potrafił zwalczyć Smoka Wawelskiego, przechytrzyć poselstwo germanów, czy zaprzyjaźnić się z owianymi złą sławą druidami. O jego losach opowiada „Legenda nieświętego Marcina” autorstwa Piotra Dutkiewicza.

Marcin Igła ma trudne zadanie, jest doradcą Lecha – władyki kształtującego się dopiero Państwa. Aby przechytrzyć wrogów, którzy otaczają gród ze wszystkich stron, Igła tworzy Oddział Dywersyjno-Obronny. Do jego składu wchodzą: Przemko, który podstępem bez zgody swego pana zdobył gród Lubush, Wit morderca niesprawiedliwego grododzierżcy Janosza oraz Bolko niezbyt rozgarnięty syn Lecha. Mężczyźni wspólnie wyruszają w świat, aby spełnić swe poselstwo.

Mimo, że akcja jest przeniesiona do czasów pierwszych Słowian, bogów Peruna, czy Lela i Polela nie jest to powieść historyczna. Można odnaleźć w niej współczesne wątki, np. powiedzenia typu: „A świstak siedzi i zawija w te liście” (sreberka byłyby przesadą), co często doprowadzało mnie do niekontrolowanych parsknięć śmiechu.

Piotr Dutkiewicz pisze z humorem, ale ponadto wyśmienicie wprowadza czytelnika w świat osad otoczonych palisadami, świat kapłanów wznoszących modły do wielu bogów oraz w świat okrutnych walk między zwaśnionymi plemionami. Historia jest ciekawie opowiedziana, widać że autor miał dobry pomysł. Niezwykle interesujący jest główny bohater – charakterny, nieugięty mężczyzna o bolesnej przeszłości. Dutkiewicz nie poprzestał jednak na charakterystyce Marcina, równie dobrze opisał postaci drugo i trzecioplanowe. Moim ulubionym bohaterem jest nieco tępawy Bolko, który swoimi nielogicznymi dialogami rozbawiał mnie do łez. Myślę, że książka będzie dobrą lekturą zarówno dla miłośników fantasy, jak i dla historyków z zamiłowania. Gorąco polecam!


  Edyta Staniec  (13.04.2014)
Jak wyglądało osadnictwo słowiańskie i jaka sytuacja panowała na ziemiach polskich przed przyjęciem chrztu? Kim byli pierwsi mieszkańcy tych ziem: Polanie, Wiślanie, Goplanie, etc., w co wierzyli, jak wyglądały ich codzienne potyczki z życiem, sąsiadami, z samymi sobą? To pytania, które nurtują niejednego historyka-amatora. Stały się one bazą do powstania powieści Piotra Dutkiewicza, Legenda nieświętego Marcina, powieści osadzonej w czasach, gdy Światowid miał swoje ołtarze, a Lel i Polel wędrowali po świecie, wspierając dzielnych wojów.
Obecność Waligóry i Wyrwidęba nie czyni jednak z tej historii powieści historycznej, a mediewista Aleksander Gieysztor, autor Mitologii Słowian, gdyby miał możliwość przeczytać książkę, pewnie chwytałby się za głowę i serce, tak wszystko jest tu poplątane i pomieszane. I mocno uwspółcześnione. Autorowi jednak nie przyświecała myśl, by stworzyć dzieło oparte na kronikach Nestora z Kijowa, Galla Anonima, czy Konstantyna Porfirogenety, ani powieści ku pokrzepieniu serc, a jedynie, ku rozweseleniu lic. Skompilował więc ze sobą masę faktów, powrzucał historyczne fakty z czasów najróżniejszych i wrzucił wszystko do jednego wora. A właściwie do jednego Nieświętego Marcina, tworząc opowieść, która jednych rozbawi, innych rozsierdzi, a jeszcze innych zniesmaczy i oburzy.
Zaliczam się do grupy czytelników mocno rozbawionych, którzy przyjmują powieść Marcina Dutkiewicza jako formę żartu, pisaną z przymrużeniem oka. Lekką, lekkostrawną i dowcipną. Humor serwowany przez autora zdecydowanie przypadł mi do gustu, choć momentami rubaszność bohaterów wykrzywiała mi facjatę, wprawiając w konsternację. Ale cóż, taka konwencja, dlatego jestem w stanie przełknąć prawie wszystko. Ale do rzeczy. Tytułowy nieświęty Marcin, aka Marcin Igła, vel Marcin z Pszeczyny, to człek do poruczeń (zadań) specjalnych. I choć stare polskie przysłowie głosi: gdzie diabeł nie może, tam babę pośle, w przypadku plemion polskich prawdzie bardziej odpowiada stwierdzenie: gdzie diabeł nie może tam Igłę pośle. A Igła to chłop na schwał, taki co to niczego i nikogo się nie boi. Nie straszny mu Lech, Czech, ni Rus, sprytem wylatuje ponad poziomy. Niczym w XX –wiecznym Gdańsku, na kłopoty … Bednarski. Jako postać nieprzeciętna, otrzymuje nieprzeciętne zadanie. Mianowicie, stworzenie jednostki, która będzie na usługach księcia, połączenie współczesnego GROM-u z ABW. I właśnie podczas misji otrzymywanych w ramach swojej grupy specjalnej, Igła wplątuje się w szereg nieprzyjemnych przygód, które niejednokrotnie przynoszą opłakane skutki. A w tle opowiadań o przygodach Marcina z Pszeczyny i jego znajomków, przeczytać można co nieco o ówcześnie panujących stosunkach pomiędzy plemionami, wierzeniach, kulturze, etc. Jest to opowieść mocno uwspółcześniona i mocno z przymrużeniem oka: współplemieńcy Igły mogą przeprowadzać referendum, wiedzą doskonale, że reklama jest dźwignią handlu, sprzedają dlatego powierzchnie reklamowe, a Słowiańscy kapłani upraszają swych bogów o skopanie rzyci wrogom. To u Dutkiewicza dowiedzieć możemy się, dlaczego Polska jest Polską, a nie Chorwacją, Francją, czy … Dupostanem. Nie próbujcie jednak wiedzy tej upowszechniać, zwłaszcza na kolokwiach, czy sprawdzianach!
Dzięki zabawie słowem, konwencją, klasyką literatury, historią, bywa bardzo zabawnie. I absurdalnie, bo absurd goni tu za absurdem. Kultura i sztuka są tu wybebeszone, przewrócone do góry nogami, wszystko z humorem godnym Monty Pythonowskiego „Żywota Briana”. Dopiero zakończenie odchodzi od wesołkowatego tonu, daje do myślenia. Pojawia się nutka refleksji i powagi, wraz z nadzieją i obietnicą na kolejne części przygód Igły. Polecam więc książkę Dutkiewicza z czystym sumieniem. Ja ubawiłam się setnie, czego i przyszłym czytelnikom przygód Igły życzę.


  Martyna Szkołyk  (24.03.2014)
Debiuty Polaków to dziwna kwestia – podchodzę do nich bardzo, bardzo sceptycznie, wiele razy bardzo się zawiodłam, a i tak z uporem maniaka sięgam po nieznane książki Polaków, których – gdy już trafią w moje ręce – nie mam ochoty czytać, bo… znów obawiam się zetknięcia z grafomanią. Bezsensu, prawda? Na szczęście zdarzają się jeszcze autorzy tacy jak Piotr Dutkiewicz, którzy pokazują, że Polacy naprawdę mają smykałkę do pisania!

Legenda nieświętego Marcina to zbiór opowiadań, których akcja toczy się w państwie pradawnych Słowian. Najczęściej występuje w nich również tytułowy bohater, choć nie jest to regułą. Marcin to pomysłowy, inteligentny zawadiaka o ponurej przeszłości, która depcze mu po piętach. Tropi smoki, zakłada oddział dywersyjny, doradza władcy. A czytelnik rozsiada się wygodnie, bo dobrze zna ten typ bohatera, który co prawda ma swoje za uszami, ale i tak budzi sympatię.

Jak to jest ze zbiorami opowiadań, jeden tekst drugiemu nierówny. Zauważyłam, że im bliżej końca, tym utwory były lepsze, jakby autor nabierał wprawy i czuł się pewniej w swej roli. To cecha, która sprawia, że debiut nie tylko wypadł całkiem dobrze, ale też z przyjemnością przeczytałabym następną książkę tego autora.

Zaletą był też język – może stylizacja na staropolski nie wyszła w stu procentach, ale jestem mile zaskoczona tym, jak sprawnie autor poradził sobie z narracją, opisami i dialogami. Potrafił rozbawić czytelnika i zaskoczyć, kiedy było trzeba. W porównaniu do innych książek wydawnictwa Novae Res, ta jest jedną z najlepszych, jakie czytałam. Zwróciłam jednak uwagę na parę niedociągnięć.

Przede wszystkim denerwował mnie pewien zabieg, który uważam za totalnie zbędny i psujący efekt całości – nawiązania do przyszłości. Autor zupełnie niepotrzebnie zastosował zwroty lub sytuacje znane nam z historii Polski, a które były nieznane bohaterom – mam tu na myśli m.in. dwa nagie miecze, które dają Niemcom Polanie, czy też cytat z Mickiewicza, który niby nieświadomie wypowiada jedna z postaci. Naliczyłam pięć lub sześć takich momentów. Nie wiem, czy miały konkretny cel, ale mnie zdecydowanie irytowały i wybijały z rytmu, utrudniając wczucie się w świat przedstawiony.

Ponadto sądzę, że opowiadania warto byłoby bardziej rozbudować i pozwolić czytelnikowi po prostu obcować ze światem pierwszych Słowian. Niektóre historie potoczyły się tak szybko, że pewne rozwiązania zostały przedstawione po łebkach. Szkoda, bo Marcin Igła ma zadatki na to, by stać się rozpoznawanym bohaterem literackim. Kto wie, może kiedyś nawet urośnie do rangi Mordimera Madderdina? Na razie sporo mu brakuje, jednak życzę autorowi, by tak się stało, bo widać, że talentu mu nie brak.

Osobiście chętnie poczytałabym więcej o tym okresie w dziejach Polski. Idealnie byłoby, gdyby większa ilość wierzeń i ówczesnych realiów przeplatała się z fabułą, choć nawet bez tego chętnie przeczytałabym dalszą część. Jeszcze jedna rzecz, która przykuła moją uwagę to specjalny krój czcionki, stylizowany na staroświecki, a nie utrudniający czytania. Tu wielki plus dla wydawcy, bo okładka jest nieco mniej interesująca.

Polecam tę książkę miłośnikom fantastyki i mitologii słowiańskiej. Także sympatycy polskich autorów na pewno będą zadowoleni z wyboru. Wiecie, że patronat nad Legendą nieświętego Marcina objęło Inowłodzkie Bractwo Rycerskie? Nie wiem, w jaki sposób planują promować tę książkę, ale na wypadek, gdyby przyszło im do głowy użyć mieczy i ciężkozbrojnej jazdy – miejcie egzemplarz przy sobie. ;)

Dodaj własną recenzję