Przepiękna, klimatyczna okładka i intrygujący opis zapowiadały ciekawą przygodę. Czy tak było w istocie? Zapraszam na opinię.
"Burza. Władca snów" to lekka powieść fantasy z wartką akcją i ciekawym systemem magicznym. Akcja rusza z kopyta od pierwszej strony i mknie na złamanie karku, przyprawiając czytelnika o zadyszkę i zawroty głowy. Wszystko tu dzieje się zbyt szybko, bohaterowie zmieniają się jak w kalejdoskopie, a ich mnogość powoduje zagubienie.
To już któraś książka w niedługim czasie, której objętość na dzień dobry zapowiadała kłopoty. Moim zdaniem nie da się w krótkiej, niespełna 260-cio stronicowej powieści opisać historii i wykreować bohaterów wraz z łączącymi ich relacjami tak, by nie sprawiały one wrażenia sztuczności. Dodatkowo, jest to powieść fantasy, więc dobrze by było jeszcze opisać świat i charakterystyczne dla niego elementy magiczne. Tego wszystkiego mi tu zabrakło. Czytelnik zostaje wyrzucony w środek wydarzeń, których geneza nie zostaje wyjaśniona, bohaterowie mają personalia i określone stanowiska, ale poza kilkoma wyjątkami nic o nich nie wiemy, a relacje między nimi nie mają głębi. Szkoda, bo historia jest ciekawa, ale po lekturze pozostaje więcej pytań, niż odpowiedzi. Autor pozostawił furtkę do kontynuacji, więc może w kolejnym tomie otrzymamy wyjaśnienie wszystkich tajemnic? Mnie ta powieść nie zachwyciła, ale jeżeli macie ochotę na lekką, awanturniczą przygodę z pościgami, zdradami i nutą magii, to zapraszam do lektury :)