Czarny bóg
Cena: 37,00 zł 31,45 zł
Nakład wyczerpany
Książki dostarcza firma DHL Express
Czas oczekiwania na paczkę
Książki dostarcza firma DHL Express
Czas oczekiwania na paczkę
Opis i recenzje
Smołdzino w pierwszych latach po wojnie. Niewielka miejscowość leżąca u stóp Rewekolu – złowieszczego wzgórza, wokół którego narosło wiele ponurych legend.
Na tych terenach mieszkają Polacy, Słowińcy, Niemcy i Ukraińcy. Czy trudna historia tych narodów pozwoli im koegzystować w spokoju? Czy może czai się tam coś starszego i straszniejszego niż urazy z ostatniej wojny?
Kiedy porucznik MO Adam Keller przybędzie do wsi, będzie musiał borykać się nie tylko z ludzką nienawiścią, ale również z czymś nienazwanym. Czymś tak irracjonalnym, że nikt o tym nie wspomina w obawie, by nie wyjść na szaleńca...
Na tych terenach mieszkają Polacy, Słowińcy, Niemcy i Ukraińcy. Czy trudna historia tych narodów pozwoli im koegzystować w spokoju? Czy może czai się tam coś starszego i straszniejszego niż urazy z ostatniej wojny?
Kiedy porucznik MO Adam Keller przybędzie do wsi, będzie musiał borykać się nie tylko z ludzką nienawiścią, ale również z czymś nienazwanym. Czymś tak irracjonalnym, że nikt o tym nie wspomina w obawie, by nie wyjść na szaleńca...
Szczegóły
- Rodzaj literatury: Literatura obyczajowa
- Wydawca: Novae Res, 2015
- Format: 130x210mm, oprawa miękka
- Wydanie: Pierwsze
- Liczba stron: 432
- ISBN: 978-83-7942-578-5
Recenzje czytelników
Średnia ocena: | z 4 recenzji. | Dodaj własną recenzję |
Elżbieta Noga | (20.04.2015) |
Kiedy przeczytałam opis tej książki najbardziej zainteresował mnie kontekst, w jakim autor umieścił akcję swojej powieści. Smołdzino – niewielka miejscowość gdzieś w okolicach Słupska, Ziemie Odzyskane. Tutaj mieszkają obok siebie Polacy i Niemcy, którzy jeszcze nie zdążyli być deportowani . Ukraińcy i repatrianci gdzieś z dawnych Kresów Wschodnich. I jeszcze rdzenni mieszkańcy – Słowińcy, którzy często sami nie potrafią określić swojej tożsamości. Wkraczamy w ten tygiel kulturowy w 1947 roku. Dwa lata po zakończeniu II wojny światowej, kiedy wciąż żywe są wspomnienia wydarzeń wojennych. Niemcom nie można zapomnieć popełnianych zbrodni. Są osaczeni przez Polaków i Ukraińców. Ale i Ukraińcy nie są mile widziani na polskiej ziemi. Żywe tu wciąż są konflikty narodowościowe, co skutkuje tym, że niemal codziennie ma miejsce jakiś incydent: a to pobicie, a to wtargniecie na czyjś teren.
W tę całą sytuację wkracza Adam Keller, który obejmuje stanowisko komendanta miejscowej milicji po tym, jak jego poprzednik zginął w dość niejasnych okolicznościach. Przydział do Smołdzina nie jest szczytem jego marzeń zawodowych. Ba… początkowo jest odbierany jako zesłanie. Zwłaszcza, że w Smołdzinie Keller ma poczucie wyobcowania. Nikt z nim nie rozmawia dłużej, niż to konieczne, a rozwiązanie jakiejkolwiek sprawy kryminalnej staje się niemal niemożliwe. Kiedy Keller próbuje dowiedzieć się, co tak naprawdę stało się z jego poprzednikiem, wszyscy nabierają wody w usta. A mimo to milicjant próbuje rozwikłać tajemnicę, która zdaje się coraz bardziej go osaczać. W końcu Keller układa kolejne strzępki informacji i zaczyna domyślać się, że w Smołdzinie dzieje się coś więcej, niż zwykłe bezprawie. Z każdym kolejnym rozdziałem, z każdą kolejną stroną powieści wkraczamy wraz z funkcjonariuszem milicji w coraz bardziej tajemniczy, coraz mroczniejszy świat…
Książka Krzysztofa Wrońskiego trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej strony. Otwierając ją wkraczamy w świat, w którym brutalna i skomplikowana powojenna rzeczywistość miesza się ze światem magii. Tej okrutnej, tej, o której nie wspomina się, by nie wywołać Złego. I to w taki sposób, że czytając powieść czujemy się osaczeni tak samo, jak główny bohater. Może to zasługa pierwszoosobowej narracji. A może niezwykle sugestywnego języka, jakim jest napisana książka?
„Duchota była nie do wytrzymania. Rozpiąłem dwa guziki kurtki mundurowej, wytarłem wierzchem dłoni zlane potem czoło. Serce waliło jak oszalałe. Chciałem się dotlenić i wziąć głęboki oddech, ale niemal namacalna zawiesina przyklejała się do wnętrza moich płuc i doprowadzała do torsji, gdy tylko nabierałem więcej powietrza. Oparłem się jedną ręką o ścianę”. Takich fragmentów w książce znajdziemy dużo. Ale znajdziemy też brutalny język powojennych funkcjonariuszy MO i UB. Opisy przesłuchań i skrajnej biedy, w jakiej przyszło żyć mieszkańcom Smołdzina i okolicznych miejscowości…
Wszystko tu jest ciemne. Od tytułu przez język po pogodę panującą w czasie trwania akcji powieści. Przez większą część powieści panuje mgła, ulewa. Rzadko wychodzi słońce. Jakby nawet aura podporządkowana była temu nienazwanemu, tajemniczemu, o czym lepiej nie mówić głośno… Nawet okładka wpisuje się idealnie w klimat powieści… A mimo tego mroku historia wciąga, osacza, nie pozwala przerwać czytania. Czytelnik, tak jak Keller wiedziony jest przez kolejne rozdziały i po prostu czuje, że już nie ma odwrotu. Trzeba przeczytać do końca.
„Czarny bóg” to książka, której nie da się po prostu odłożyć. Nie da się o niej zapomnieć. To także powieść, którą trudno zakwalifikować. Na stronie wydawnictwa można przeczytać, że „Czarny Bóg” to powieść obyczajowa. Ale moim zdaniem nie jest tak do końca. Na usta ciśnie mi się porównanie z prozą Zafona, może Marqueza, na pewno Joanny Bator. To powieść niezwykle udana. Taka, która po prostu nie pozostawi czytelnika obojętnym.
Co mnie w niej urzekło? To współistnienie świata brutalnie realnego z równie brutalnym magicznym. To, że w świecie przedstawionym mieszają się ze sobą rzeczy do bólu namacalne i te kompletnie irracjonalne. Autor idealnie wybrał też miejsce, w którym osadził fabułę. I wykorzystał wszystkie możliwości, jakie to miejsce dało. I jeszcze nawiązania do wierzeń dawnych, niby zapomnianych, a jednak wciąż żywych w tradycji ludowej. To wszystko sprawiło, że na mnie „Czarny bóg” zrobił niesamowite wrażenie. I niecierpliwie będę czekać na kolejne powieści Krzysztofa Wrońskiego…
W tę całą sytuację wkracza Adam Keller, który obejmuje stanowisko komendanta miejscowej milicji po tym, jak jego poprzednik zginął w dość niejasnych okolicznościach. Przydział do Smołdzina nie jest szczytem jego marzeń zawodowych. Ba… początkowo jest odbierany jako zesłanie. Zwłaszcza, że w Smołdzinie Keller ma poczucie wyobcowania. Nikt z nim nie rozmawia dłużej, niż to konieczne, a rozwiązanie jakiejkolwiek sprawy kryminalnej staje się niemal niemożliwe. Kiedy Keller próbuje dowiedzieć się, co tak naprawdę stało się z jego poprzednikiem, wszyscy nabierają wody w usta. A mimo to milicjant próbuje rozwikłać tajemnicę, która zdaje się coraz bardziej go osaczać. W końcu Keller układa kolejne strzępki informacji i zaczyna domyślać się, że w Smołdzinie dzieje się coś więcej, niż zwykłe bezprawie. Z każdym kolejnym rozdziałem, z każdą kolejną stroną powieści wkraczamy wraz z funkcjonariuszem milicji w coraz bardziej tajemniczy, coraz mroczniejszy świat…
Książka Krzysztofa Wrońskiego trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej strony. Otwierając ją wkraczamy w świat, w którym brutalna i skomplikowana powojenna rzeczywistość miesza się ze światem magii. Tej okrutnej, tej, o której nie wspomina się, by nie wywołać Złego. I to w taki sposób, że czytając powieść czujemy się osaczeni tak samo, jak główny bohater. Może to zasługa pierwszoosobowej narracji. A może niezwykle sugestywnego języka, jakim jest napisana książka?
„Duchota była nie do wytrzymania. Rozpiąłem dwa guziki kurtki mundurowej, wytarłem wierzchem dłoni zlane potem czoło. Serce waliło jak oszalałe. Chciałem się dotlenić i wziąć głęboki oddech, ale niemal namacalna zawiesina przyklejała się do wnętrza moich płuc i doprowadzała do torsji, gdy tylko nabierałem więcej powietrza. Oparłem się jedną ręką o ścianę”. Takich fragmentów w książce znajdziemy dużo. Ale znajdziemy też brutalny język powojennych funkcjonariuszy MO i UB. Opisy przesłuchań i skrajnej biedy, w jakiej przyszło żyć mieszkańcom Smołdzina i okolicznych miejscowości…
Wszystko tu jest ciemne. Od tytułu przez język po pogodę panującą w czasie trwania akcji powieści. Przez większą część powieści panuje mgła, ulewa. Rzadko wychodzi słońce. Jakby nawet aura podporządkowana była temu nienazwanemu, tajemniczemu, o czym lepiej nie mówić głośno… Nawet okładka wpisuje się idealnie w klimat powieści… A mimo tego mroku historia wciąga, osacza, nie pozwala przerwać czytania. Czytelnik, tak jak Keller wiedziony jest przez kolejne rozdziały i po prostu czuje, że już nie ma odwrotu. Trzeba przeczytać do końca.
„Czarny bóg” to książka, której nie da się po prostu odłożyć. Nie da się o niej zapomnieć. To także powieść, którą trudno zakwalifikować. Na stronie wydawnictwa można przeczytać, że „Czarny Bóg” to powieść obyczajowa. Ale moim zdaniem nie jest tak do końca. Na usta ciśnie mi się porównanie z prozą Zafona, może Marqueza, na pewno Joanny Bator. To powieść niezwykle udana. Taka, która po prostu nie pozostawi czytelnika obojętnym.
Co mnie w niej urzekło? To współistnienie świata brutalnie realnego z równie brutalnym magicznym. To, że w świecie przedstawionym mieszają się ze sobą rzeczy do bólu namacalne i te kompletnie irracjonalne. Autor idealnie wybrał też miejsce, w którym osadził fabułę. I wykorzystał wszystkie możliwości, jakie to miejsce dało. I jeszcze nawiązania do wierzeń dawnych, niby zapomnianych, a jednak wciąż żywych w tradycji ludowej. To wszystko sprawiło, że na mnie „Czarny bóg” zrobił niesamowite wrażenie. I niecierpliwie będę czekać na kolejne powieści Krzysztofa Wrońskiego…
Katarzyna Pinkowicz | (6.05.2015) |
Rzecz dzieje się w 1947 roku, w Smołdzinie, gdzie tereny zamieszkiwane są przez różnorodne narodowości- Polaków, Ukraińców, Niemców czy Słowińców. Zwalczają się nawzajem, przez co niebezpieczeństwo grozi właściwie każdemu. I bez przyczyny. Aby zapanować nad zamieszkami do wioski przybywa porucznik MO, Adam Keller. Okazuje się jednak, że walczące ze sobą narody to nie najgorszy problem, jaki ma Smołdzino...
W lasach, na bagnach, w cieniu kryje się zło. I każdej nocy podchodzi coraz bliżej pod domostwa mieszkańców.
Nie wiedzieć czemu, tytuł skojarzył mi się z jakąś afrykańską historią (ha, ha). Co tu dużo mówić, sięgnęłam po książkę właściwie w ciemno, a potem miałam stracha. Ale... niepotrzebnie. Bo Czarnego Boga będę wspominać jeszcze długo.
Autor wprowadza nas w atmosferę wydarzeń, rozgrywających się w Smołdzinie- nieustanny rozlew krwi, krzyki, ale i tajemnice. Zaginieni. Dziwne słowa. Na wpół obłąkani ludzie i... coś, co kryje się przed ludzkim okiem. Ale do czasu.
Nie ma tutaj ani krzty sielanki; ludzie zabijają się nawzajem za narodowość, Smołdzino jest szarpane konfliktami. Niemców najczęściej odsyłano do Słupska, a na ich miejsce (i do ich domów) przybywali Polacy bądź Ukraińcy. Nad spokojem miejscowości niby czuwa milicja, ale wiadomo, jak sytuacja wyglądała w praktyce- kto więcej dał, ten miał zapewnione przywileje. Działanie stróżów prawa było niezgodne z kodeksem, ale i ludzkim sumieniem. Dla nich nie było ludzi niewinnych. Tylko Adam Keller starał się być neutralny, nie szukać winy tam, gdzie jej nie zauważał. Zaintrygowało go pewne stare domostwo, pilnowane przez sowieckich żołnierzy, na czele których stał Niemiec, Noffke. Stopniowo w Smołdzinie zaczynają się dziać coraz dziwniejsze rzeczy, odkrywane zostają kolejne tajemnice...
... I to mnie niesamowicie pochłonęło! Bardzo dobrze zarysowane tło akcji (rok 1947 to wciąż czas, gdy wierzono w liczne zabobony), z czego skorzystał pan Wroński. Legendy- to lubię! Jeszcze gdy akcja rozgrywa się gdzieś w kompletnej głuszy... nastrój jest, nie ma dwóch zdań. 432 strony czyta się z zapartym tchem, z ciekawością, co dalej? Czy to prawda? Prawdziwe zło istnieje?
Polecam gorąco!
W lasach, na bagnach, w cieniu kryje się zło. I każdej nocy podchodzi coraz bliżej pod domostwa mieszkańców.
Nie wiedzieć czemu, tytuł skojarzył mi się z jakąś afrykańską historią (ha, ha). Co tu dużo mówić, sięgnęłam po książkę właściwie w ciemno, a potem miałam stracha. Ale... niepotrzebnie. Bo Czarnego Boga będę wspominać jeszcze długo.
Autor wprowadza nas w atmosferę wydarzeń, rozgrywających się w Smołdzinie- nieustanny rozlew krwi, krzyki, ale i tajemnice. Zaginieni. Dziwne słowa. Na wpół obłąkani ludzie i... coś, co kryje się przed ludzkim okiem. Ale do czasu.
Nie ma tutaj ani krzty sielanki; ludzie zabijają się nawzajem za narodowość, Smołdzino jest szarpane konfliktami. Niemców najczęściej odsyłano do Słupska, a na ich miejsce (i do ich domów) przybywali Polacy bądź Ukraińcy. Nad spokojem miejscowości niby czuwa milicja, ale wiadomo, jak sytuacja wyglądała w praktyce- kto więcej dał, ten miał zapewnione przywileje. Działanie stróżów prawa było niezgodne z kodeksem, ale i ludzkim sumieniem. Dla nich nie było ludzi niewinnych. Tylko Adam Keller starał się być neutralny, nie szukać winy tam, gdzie jej nie zauważał. Zaintrygowało go pewne stare domostwo, pilnowane przez sowieckich żołnierzy, na czele których stał Niemiec, Noffke. Stopniowo w Smołdzinie zaczynają się dziać coraz dziwniejsze rzeczy, odkrywane zostają kolejne tajemnice...
... I to mnie niesamowicie pochłonęło! Bardzo dobrze zarysowane tło akcji (rok 1947 to wciąż czas, gdy wierzono w liczne zabobony), z czego skorzystał pan Wroński. Legendy- to lubię! Jeszcze gdy akcja rozgrywa się gdzieś w kompletnej głuszy... nastrój jest, nie ma dwóch zdań. 432 strony czyta się z zapartym tchem, z ciekawością, co dalej? Czy to prawda? Prawdziwe zło istnieje?
Polecam gorąco!
Ósemkowy Klub Recenzenta Monika Piotrowska | (13.07.2015) |
Smołdzino to niewielkie miasteczko, w którym zrodziło się wiele mrocznych legend. Zamieszkują je zarówno Niemcy, jak i Słowińcy, Ukraińcy oraz Polacy. Chociaż jest już po wojnie nie jest do końca pewne, czy przedstawiciele różnych narodów są w stanie żyć ze sobą w zgodzie.
Tymczasem do miasteczka przybywa nowy porucznik MO Adam Keller, który nie spodziewa się, że przyjdzie mu borykać się nie tylko z ludźmi nie przestrzegającymi prawa, ale także z czymś o wiele gorszym. Czymś, co ciężko pochwycić w ramy realnego świata...
Wyjątkowo trudno jest mi wypowiedzieć się na temat tej książki. Z jednej strony byłam bardzo zaciekawiona fabułą i zaczęłam ją czytać z wielkim entuzjazmem, jednak chyba nie do końca spodziewałam się takiej historii. Nie oznacza to, że jestem całkowicie zawiedziona.
Bardzo dobry pomysł zestawienia kilku narodowości i to takich, które zaraz po wojnie raczej nie darzyły siebie nawzajem sympatią to właśnie to, co przyciągnęło mnie to tej powieści. Byłam ciekawa, czy mieszkańcy Smołdzina będą stopniowo oswajać się ze sobą, czy też pozostaną we wrogich stosunkach. Swoją ciekawość zaspokoiłam i mogę napisać, że autor przedstawił owe relacje bardzo konkretnie. Czy były negatywne, czy jednak pozytywne, o tym dowiecie się czytając "Czarnego boga".
Dobra książka to dla mnie taka, w której autor stopniowo buduje napięcie. I tego tutaj nie zabrakło. Pojawienie się pewnego mrożącego krew w żyłach sekretu i dążenie do poznania jego źródła to coś, co lubię. Tak samo zakończenie. Jeżeli nie jest banalne i w stu procentach przewidywalne- wspaniale! Tu finał zdecydowanie nie był pospolity. I to mi się podoba.
Nie do końca natomiast przemawiały do mnie fragmenty, gdzie bohaterowie używali "łamanego" języka. Przyznaję, trochę się przy tym namęczyłam i były chwile, kiedy musiałam książkę odłożyć i zrobić sobie przerwę. Gdyby nie to, pewnie jeszcze przyjemniej spędziłabym czas z lekturą.
Książkę polecam osobom, które lubią dreszczyk emocji, wszechobecne napięcie i skrywane długo tajemnice, które nie mają prawa ujrzeć światła dziennego, a przede wszystkim czytelnikom, którzy poszukują czegoś wyjątkowego. Ponadto nie zabrakło tu elementów odbiegających od realnego świata.
Merry
źródło: osemkowyklubrecenzenta.blogspot.com
Tymczasem do miasteczka przybywa nowy porucznik MO Adam Keller, który nie spodziewa się, że przyjdzie mu borykać się nie tylko z ludźmi nie przestrzegającymi prawa, ale także z czymś o wiele gorszym. Czymś, co ciężko pochwycić w ramy realnego świata...
Wyjątkowo trudno jest mi wypowiedzieć się na temat tej książki. Z jednej strony byłam bardzo zaciekawiona fabułą i zaczęłam ją czytać z wielkim entuzjazmem, jednak chyba nie do końca spodziewałam się takiej historii. Nie oznacza to, że jestem całkowicie zawiedziona.
Bardzo dobry pomysł zestawienia kilku narodowości i to takich, które zaraz po wojnie raczej nie darzyły siebie nawzajem sympatią to właśnie to, co przyciągnęło mnie to tej powieści. Byłam ciekawa, czy mieszkańcy Smołdzina będą stopniowo oswajać się ze sobą, czy też pozostaną we wrogich stosunkach. Swoją ciekawość zaspokoiłam i mogę napisać, że autor przedstawił owe relacje bardzo konkretnie. Czy były negatywne, czy jednak pozytywne, o tym dowiecie się czytając "Czarnego boga".
Dobra książka to dla mnie taka, w której autor stopniowo buduje napięcie. I tego tutaj nie zabrakło. Pojawienie się pewnego mrożącego krew w żyłach sekretu i dążenie do poznania jego źródła to coś, co lubię. Tak samo zakończenie. Jeżeli nie jest banalne i w stu procentach przewidywalne- wspaniale! Tu finał zdecydowanie nie był pospolity. I to mi się podoba.
Nie do końca natomiast przemawiały do mnie fragmenty, gdzie bohaterowie używali "łamanego" języka. Przyznaję, trochę się przy tym namęczyłam i były chwile, kiedy musiałam książkę odłożyć i zrobić sobie przerwę. Gdyby nie to, pewnie jeszcze przyjemniej spędziłabym czas z lekturą.
Książkę polecam osobom, które lubią dreszczyk emocji, wszechobecne napięcie i skrywane długo tajemnice, które nie mają prawa ujrzeć światła dziennego, a przede wszystkim czytelnikom, którzy poszukują czegoś wyjątkowego. Ponadto nie zabrakło tu elementów odbiegających od realnego świata.
Merry
źródło: osemkowyklubrecenzenta.blogspot.com
Karolina Wińska | (10.05.2015) |
Smłodzino rok 1947. Dwa lata po zakończeniu II wojny światowej małe miasteczko zamieszkują różne narodowości: Polacy, Niemcy, Ukraińcy oraz Słoweńcy. Mieszkańcy zwalczają się nawzajem. Nikt nie jest tutaj bezpieczny. Do miasteczka przybywa Adam Keller – porucznik Mo. Jednak szybko okazuje się, że mężczyzna ma inne problemy oprócz waśni mieszkańców. O wiele poważniejsze. W Smłodzinie i okolicach kryje się zło. I każdej nocy jest coraz bliżej polując na mieszkańców.
„Czarny Bóg” był strzałem właściwie w ciemno. Pomyślałam, że książka będzie z pewnością interesująca. Wystarczy spojrzeć na tył okładki i przeczytać intrygujący opis. Nie można zaprzeczyć, że Krzysztof Wroński trzyma czytelnika w napięciu już od pierwszych stron. I to dosłownie. Pierwsze kartki powieści wprowadzają czytelnika w nastrój, który panuje przez prawie całą lekturę.
Niepokój, groza, tajemniczość. Autor potrafi wszystko to oddać na kartki papieru. Język którym się posługuje Krzysztof Wroński jest jak najbardziej adekwatny do czasów, w których rozgrywa się jej akcja. Jednak pisząc o języku muszę wspomnieć o wielu wtrąceniach z języka niemieckiego, które mnie wprost raziły w oczy. Oczywiście są one jak najbardziej na miejscu. Jednak ja mimo trzyletniej nauki tego języka posługuje się może zaledwie trzema słowami. Krzysztof Wroński wprowadza ich o wiele więcej i niestety w książce nie ma żadnych przypisów, które by je tłumaczyły. Czasem oczywiście można było wywnioskować z dialogów czy przemyśleń głównego bohatera (pierwszoosobowa narracja) kontekstu zdań. Niestety w większości przypadków widziałam tylko słowa, których ni potrafiłam rozszyfrować, a które może nawet były kluczowe dla akcji. Myślę więc, że w tym wypadku wydawnictwo powinno zdecydować się na przetłumaczenie tych wyrazów.
W książce urzekł mnie aspekt tajemnicy. Krzysztof Wroński świetnie przeplatał akcje książki z wątkiem Zła, które czai się w miasteczku, polując na jego mieszkańców. To właśnie dzięki temu przeczytałam książkę do końca.
Książka Krzysztofa Wrońskiego jest z pewnością lekturą dla osób, które interesują się II wojna światową oraz uwielbiają grozę. Według mnie to dobra książka, jednak nie wybitna. Mimo to, aby ą ocenić musicie po nią sięgnąć.
„Czarny Bóg” był strzałem właściwie w ciemno. Pomyślałam, że książka będzie z pewnością interesująca. Wystarczy spojrzeć na tył okładki i przeczytać intrygujący opis. Nie można zaprzeczyć, że Krzysztof Wroński trzyma czytelnika w napięciu już od pierwszych stron. I to dosłownie. Pierwsze kartki powieści wprowadzają czytelnika w nastrój, który panuje przez prawie całą lekturę.
Niepokój, groza, tajemniczość. Autor potrafi wszystko to oddać na kartki papieru. Język którym się posługuje Krzysztof Wroński jest jak najbardziej adekwatny do czasów, w których rozgrywa się jej akcja. Jednak pisząc o języku muszę wspomnieć o wielu wtrąceniach z języka niemieckiego, które mnie wprost raziły w oczy. Oczywiście są one jak najbardziej na miejscu. Jednak ja mimo trzyletniej nauki tego języka posługuje się może zaledwie trzema słowami. Krzysztof Wroński wprowadza ich o wiele więcej i niestety w książce nie ma żadnych przypisów, które by je tłumaczyły. Czasem oczywiście można było wywnioskować z dialogów czy przemyśleń głównego bohatera (pierwszoosobowa narracja) kontekstu zdań. Niestety w większości przypadków widziałam tylko słowa, których ni potrafiłam rozszyfrować, a które może nawet były kluczowe dla akcji. Myślę więc, że w tym wypadku wydawnictwo powinno zdecydować się na przetłumaczenie tych wyrazów.
W książce urzekł mnie aspekt tajemnicy. Krzysztof Wroński świetnie przeplatał akcje książki z wątkiem Zła, które czai się w miasteczku, polując na jego mieszkańców. To właśnie dzięki temu przeczytałam książkę do końca.
Książka Krzysztofa Wrońskiego jest z pewnością lekturą dla osób, które interesują się II wojna światową oraz uwielbiają grozę. Według mnie to dobra książka, jednak nie wybitna. Mimo to, aby ą ocenić musicie po nią sięgnąć.
Dodaj własną recenzję
Polecamy:
Boruta — Marcin Sobieralski Opowieść o miłości będącej jak klątwa, którą może zdjąć tylko śmierć
Boruta, syn Nikogo, wciąż żyje, ale co to za życie… Zaszczuty, obity i pohańbiony sie... |
Oferta książek
Wg wydawnictwa
Najpopularniejsze i polecane
Kategorie książek
Zaloguj się | Twoje zamówienia | Twoje dane | Koszty dostawy | Regulamin zakupów
Reklamacje i zwroty | Bezpieczeństwo | Pomoc | Kontakt | Copyright © 2008 by Novae Res
Reklamacje i zwroty | Bezpieczeństwo | Pomoc | Kontakt | Copyright © 2008 by Novae Res